środa, 28 maja 2014

Denko. Kilka rozczarowań, kilka zachwytów.


Isana Hair Suchy Szampon.
Miałam już kilka jego opakowań. Bardzo dobry. Nie pobija Batiste, ale dla mnie jest drugi po nim. Do tego o wiele tańszy. Zawsze kupuje go na promocji, kiedy cena spada poniżej 6 PLN. Wydajny, spełnia swoje zadanie i pobija wiele droższych. U mnie sprawdza się dużo lepiej niż Taft, Syoss, Garnier Fructis. Jeszcze czaję się na sprawdzenie Dove, gdyż tego nie miałam. Do Isany na bank będę wracać.

Schwarzkopf Gliss Kur Ultimate Repair Szampon Do włosów bardzo zniszczonych.
Kupiłam go w zestawie z wyśmienitym olejkiem tej marki. Długo czekał na swoją kolej. Nie mam zbytnio zniszczonych włosów, ale muszę powiedzieć, że produkt okazał się ok. Nie jest to jakiś cud miód. Dobry drogeryjny szampon. Raczej polecałabym go do włosów grubych, suchych, gdyż może obciążać. U mnie czasem się to zdarzało. Po ostatnim farbowaniu i rozjaśnieniu końcówek, idealnie się sprawdzał. Wcześniej mniej. Nie używałam go za każdym myciem, ale tak co 2-3. Spokojnie można po nim nie użyć odżywki, kosmyki i tak pięknie się rozczesują. Dobrze się pieni, ma przyjemny zapach i jest wydajny.

Isana Mydło Bez i Orchidea Zapas.
Tanie, dobre mydła. Często na promocji poniżej 3 PLN/500 ml. Miałam już kilka zapachów. Teraz skusiłam się na ten, ale nie mogę powiedzieć, że jest jakiś zachwycający. Woń nie odpycha, ale też nie jest wielce przyjemna. Dziwna trochę. Po pewnym czasie w ogóle jej nie czułam. Może i dobrze:) Spodziewałam się czegoś więcej. Samo mydło ok, tradycyjne. Będę je kupować, ale inne wersje zapachowe.



Lady Speed Stick 24/7 Antyperspirant Gel.
Używałam wcześniej wydania tradycyjnego. Potem skusiłam się na żelowe. Bardzo dobrze chroni. Cały dzień bez dwóch zdań. Nie mogę nic, a nic przyczepić się do jakości. Nie podrażnia, nie wysusza. Cena ok. Często na promocjach. Nie jest wydajny. Jednak nie kupię go ponownie, gdyż brudzi ubrania. U mnie baaaaardzo wolno się wchłaniał. Można nawet było odczekiwać pół godziny, a nadal bluzka poplamiona. Wkurzało mnie to maksymalnie. Zacieki łatwo usuwalne, ale jednak...

Schwarzkopf Taft Glanz HaarSpray Ultra Stark 4 Lakier do włosów.
Mini wersja. Nosiłam w torebce, często w aucie. Przydaje się czasem. Spoko kosmetyk. Ale ja lakieru używam od przypadku, więc nie jestem tu wielką znawczynią. Myślę, że taką mniejsza wersję jeszcze kupię. 

Eveline Slim Extreme 3D Super skoncentrowane modelujące serum na pośladki Push-Up.
Naprawdę dobra rzecz. Pięknie napina skórę. Sprawia, że ciało staje się gładkie, elastyczne, jędrne. Aplikowałam na pośladki, ale też brzuch i uda. Różnica widoczna prawie od razu, ale trzeba pamiętać, że to z lekko oszukańczy efekt:) Nic niestety trwałego. Plus za wydajność, dobrą cenę, szybkie wchłanianie. Ma również piękny zapach i sympatycznie się nakłada. Niestety czytałam, że aktualnie nie można go nigdzie dorwać. Został wycofany? Może ktoś wie? Jeśli tak, to wielka szkoda. Chętnie bym go kupiła ponownie.


Lirene Kusząca Gruszka Żel pod prysznic.
Czaiłam się na niego chyba z 2 lata:) Uwielbiam zapach gruszek. Przyjemny żel, ale dla mnie zbyt słodki do używania 2 razy dziennie. Brakuje mi w nim lekkiej kwaskowości. Czasem mnie męczył. Na zmianę z innymi był ok. Jakość w porządku. Świetnie otwierana butelka. Mógłby być bardziej wydajny.

Fa Sensual & Oil Argan-, Marula- & Almond Oil Żel pod prysznic.
Pojawił się w ulubieńcach marca'14. Tam poczytacie o nim więcej. Zrobił na mnie duże wrażenie. Niby drogeryjny "zwyklak", ale jakość świetna, sporo olejków w składzie. Wydajny, tani, o zmysłowym zapachu. Niezwykle kremowy, przyjemnie nawilża i natłuszcza. Uwielbiam go. Woń lepsza na chłodne dni. Teraz go nie kupię, ale jesienią wracam do niego w te pędy:)

L'Oreal Paris Ideal Soft Oczyszczający Płyn Micelarny.
Nie będę się tu nad nim rozwodzić. Opisałam, jak mnie skrzywdził w poście zakupowym. Duże oczekiwanie, ale niestety. Podrażnienie oczu ogromne, poliki - koszmar. Zmywa super, ale co z tego? Do dziś jeszcze jedna powieka nie wróciła do stanu idealnego:( Zużyłam do oczyszczania szyi, tu nic złego mi się nie działo. Poza tym do mycia zamszowych butów:)


Eos Hand Lotion.
Zakup przywieziony rok temu ze Stanów. Bardzo przyjemny krem do rąk. Wygodne opakowanie. Nosiłam go w torebce. Do codziennego używani jak najbardziej. Wchłania się migusiem. Nie zostawia tłustej warstwy. Delikatnie pachnie. Nawilża i wygładza. Przy wielkich problemach ze skórą dłoni, może okazać się niewystarczający. Dla mnie akurat. Gdybym miała taką możliwość, chętnie nabyłabym go jeszcze raz.

Dax Cosmetics Planete Essence Maseczka Kojąca i Uspokajająca Skórę.
Spełnia obietnice producenta w 100%. Błyskawiczne ukojenie i znakomity relaks! Ściąga zaczerwienienie i rumień. Rozjaśnia, wygładza, nadaje miękkość. Pięknie też nawilża. Widać różnicę i efekt nawet długo się utrzymuje. Z maseczek saszetkowych nie jest to najtańsza marka, ale jestem z tego kosmetyku bardzo zadowolona i będę wracać. Życzyłabym sobie by zrobili tą maskę w tubce czy słoiczku.

Lirene Maseczka Nawilżająca Samowchłaniająca.
Jest chyba w każdym denku. Często kupuje. Lubię i polecam. Tu osobna recenzja. 


Kerastase Chroma Sensitive Carresing Cleansing Balm Balsam Myjący do Włosów Koloryzowanych.
Ciekawy. Miałam tylko próbkę. Ma przedłużać utrzymywanie koloru, nawilżać, wygładzać i jednocześnie myć. Nie zawiera silikonów, parabenów i sulfatów. Producent zaleca by użyć go przez 3 mycia zaraz po farbowaniu. Potem na zmianę z innymi kosmetykami. Ja saszetkę zużyłam na raz. To chyba był błąd. Za dużo wylałam balsamu. Włosy były piękne, ale szybko przeciążone. Wygładzenie, blask, miękkość - super. Kusi mnie by kupić pełną butelkę. Nie jest jednak tani i chyba wcześniej jeszcze gdzieś zaopatrzę się w próbki, by sprawdzić go dokładniej.  

Missha Dong Baek Gold Szampon.
Próbka szamponu dołączona do zakupów z Korei. Za dużo nie mogę powiedzieć. Starczyła na raz. Produkt prawie wcale nie pachnie. Dobrze się pieni. Mył ok. 

Schwarzkopf Taft Shine Hair Lacquer Ultra Strong 4 Lakier do włosów XXL 400 ml.
Dostałam go kiedyś gratis do większych zakupów w Rossmann. Duża butla starczyła mi prawie na 2 lata:) Taft chyba robi najlepsze lakiery do włosów. Nadaje połysk, nie skleja, utrwala ok. Dozownik działa świetnie, co nie jest częste. Używałam od święta, ale mogę polecić. Choć moim ulubionym jest wersja zielona.


Podzielcie się proszę opiniami na temat tych pozycji. Chętnie poczytam. Pewnie i dla innych okażą się przydatne.

Pozdrawiam!

piątek, 23 maja 2014

Taka ja - niemodna blogerka Madzia:) Część druga serii i pewnie nie ostatnia...:)

Poprzedni post z tego rodzaju wzbudził spore zainteresowanie. Nie spodziewałam się tego zupełnie. Były głosy oburzenia, sporo kontrowersji, ale w większości spotkałam się z sympatycznym odbiorem ludzi, którzy mają wielki dystans do siebie, świata i potrafią żartować na temat innych, ale też siebie, swoich '"dziwactw", przywar itp. Któż ich nie ma...
Cieszy mnie, że mam inteligentnych otwartych czytelników. Mam nadzieję, że takich blogerek też będzie coraz więcej...Życzę sobie i wszystkim tego baaardzo:)

Zmrużcie oko i zaczynamy.

  1. Nie ubieram telefonu w etui z psem, kotem, pingwinem czy innym miśkiem, żyrafą, pandą. Orangutanem....?

  2. Nie mam białej toaletki z Ikea.
    Wchodząc do własnego domu/sypialni nie miałabym pewności, czy wchodzę do siebie, czy do pokoju jednej z miliona blogerek.

  3. Nie mówię do czytelników: miśki, łobuzy, kotki itp.
    Bo jestem sztywniarą? Brakuje mi polotu? Bo jestem stara? Starsza od wielu i młodsza od wielu również:) Zwyczajnie szanuję odbiorców, nie spoufalam się, traktuje ich jak równorzędnych partnerów. Nie dzielę też z nimi uczuć na poziomie romantycznej miłości, by nazywać ich myszkami, kiciami itd...

  4. Zawsze powiadamiam w recenzjach, prezentacjach, gdy kosmetyk otrzymałam do testów.
    Nie ściemniam, że od tak dziwnym trafem do mnie trafił. Szłam sobie chodnikiem i patrzę leży...Albo spadł mi z nieba jak manna. Wypadł kominkiem, wleciał balkonem, nie mam pojęcia jakim cudem znalazł się na mojej wycieraczce...

  5. Nie przepraszam w 6 akapitach czytelników za to, że od 2, 3 czy 5 dni nie dodałam posta na bloga.
    Nie kajam się za to, nie tłumaczę, nie opowiadam zawiłych historii życiowych, dlaczego to mnie nie było. Jakoś nie mam przeświadczenia, że jestem tak ważna  w życiu czytelników, że bez mojego posta każdego dnia źle się czują, chorują lub umierają:) Przynajmniej sobie tego nie wmawiam, nie idealizuje swojego posłanictwa i prowadzenie bloga nie sprowadzam do rangi wielkiej misji, życiowego celu i głównego zajęcia w życiu. Wierzę, że jak nawet tydzień czy dwa nie dodam notki, to świat nadal będzie stał mocno na nogach, a odbiorcy jakoś to przeżyją i zrozumieją:)

Trzymajcie się!

czwartek, 22 maja 2014

Świeży szpinak, gruszka, melon, oscypek, żurawina...Lekka sałatka dla każdego.


Wymyśliłam ją sobie "na poczekaniu". Teraz już wiem, że będzie stale gościć na moim stole. Musicie jej spróbować! 
Przygotowanie to pestka. Łatwo i szybko, a smak naprawdę unikatowy. Do tego zdrowa, elegancka. Nadająca się na kolację, obiad i przyjęcie gości. 


To sałatka z rodzaju talerzowych. Przynajmniej ja je tak nazywam:) Nie mieszamy nic w misce, ale od razu przygotowujemy na zastawie, na jakiej planujemy jeść. 
Możecie oczywiście zrobić inaczej, ale mieszanie tu moim zdaniem odbierze potrawie charakter.


Potrzebujecie:
  • liście świeżego szpinaku
  • melon
  • gruszka
  • żurawina suszona 
  • oscypek
  • parmezan
  • sos: żurawina ze słoika (do mięs i sosów), ocet balsamiczny, troszkę soku z cytryny i oliwy z oliwek, odrobina soli morskiej.
  • świeżo mielony pieprz i opcjonalnie sól morska



Do dzieła!
  1. Na talerzu układam liście szpinaku.
  2. Na nie idą ósemki gruszki. Ja nie obieram jej, ale możecie podać bez skórki.
  3. Między gruszką lądują plastry melona.
  4. Całość obsypuje żurawiną. 
  5. Na tarce o dużych oczkach ścieram oscypka.
  6. Teraz troszkę tartego parmezanu. Można też podać go w cieniutkich, oscypka zresztą też.
  7. Składniki sosu łączę. Skrapiam nim całość sałatki. Nie może w nim pływać!
  8. Na koniec do smaku czarny pieprz. Ewentualnie sól morska, ale pamiętajcie, że oscypek i parmezan są dość słone, więc w sumie nie jest już ona tu potrzebna.
  9. Oczywiście podanie, dekoracja może u Was wyglądać zupełnie inaczej. U mnie na pierwszy raz z tą sałatką to był czysty szybki spontan.
  10. Myślę, że sałatka ta równie dobrze będzie smakować z serem pleśniowym czy innym tego typu. Warto jednak nie rezygnować z parmezanu. Świetnie komponuje się ze szpinakiem.
  11. Następnym razem dodam też prażony słonecznik. Będzie tu super pasował. Chciałam tak uczynić teraz, ale późnym wieczorem robiąc kolację odkryłam, że zapas słonecznika dziwnie został wyjedzony:)
  12. Proporcje? Kto by się tam nimi przejmował. Nic nie odmierzałam i nie liczyłam. Sami będziecie wiedzieć ile czego. Wierzę w Was!:)
 

Nie mówcie mi tylko, że nie lubicie szpinaku:) Może tylko jedliście go na ciepło? Spróbujcie takiego w sałatce. Pyszności jakich mało!

Smacznego:)

środa, 21 maja 2014

Wiosna na pazurkach! Może nawet lato? Dwukolorowa hybryda.

W malowaniu paznokci lubię klasykę i elegancję. Rzadko kiedy pozwalam sobie na więcej kolorów u jednej dłoni. Pewne zdobienia, piaski, ciapki, brokaty itp. to już w ogóle nie moje klimaty. 
Połączenie błękitu i żółtego to dla mnie duża ekstrawagancja:) Mix jednak trafił w moje gusta. Przy tak pogodnie jaką teraz mamy, pasuje idealnie i dobrze się z nim czuję.


Kiedyś preferowałam długie paznokcie. Teraz przyszła mi faza na krótkie. Skracam je regularnie. Nie mam problemu z zapuszczeniem płytki, gdyż rośnie mi ona niesamowicie szybko. Nawet wolałabym by trochę zwolniła. Ciekawe, czy znowu kiedyś mnie najdzie by mieć długie pazurki...


Zdjęcia troszkę "zjadają" kolor. W rzeczywistości oba odcienie są nieco bardziej nasycone, ale nadal w tonacji pastelowej.

Manicure to hybryda. Lakiery Gelish. Nie znam numerów. Był wykonywany u kosmetyczki. Jeśli ktoś jest ciekawy, mogę przy kolejnej wizycie zapytać o konkretne oznaczenia.


Podoba Wam się? Czy nie trafia w Wasze gusta?

piątek, 16 maja 2014

Zakupy kosmetyczne z ostatnich kilku tygodni. Trochę nowości, trochę powrotów...

Byłam bardzo ciekawa naturalnych kosmetyków Orientana. Do tej pory nic tej marki nie testowałam. W empik.com trafiłam na promocję ich produktów. Cała gama była przeceniona o 30%. Zdecydowałam się na dwie rzeczy.

Orientana Balsam do ust Imbir i Trawa cytrynowa.
Cena na promocji: 11 PLN/8 g.

Orientana Olejek do twarzy Róża Japońska i Szafran.
Cena na promocji: 11,55 PLN/55 ml.

Wybrałam odbiór osobisty w salonie Empik, gdyż kupowałam jeszcze 2 płyty. Nie ponosiłam zatem kosztów wysyłki.

Balsam do ust już używam i bardzo lubię. Zapach - znakomity! Olejek czeka jeszcze na testy.

Blisko mnie otworzono niedawno nową aptekę Ziko Dermo. Mają naprawdę dobre ceny. Nawet bez promocji sporą ilość kosmetyków można tam kupić dużo taniej, niż np. na niby wielkich promocjach w Super Pharm. Zauważyłam również, że ceny leków są tam konkurencyjne.
Po kilku miesiącach przerwy, kupiłam ponownie ukochaną Biodermę. Tego płynu micelarnego u mnie nic jeszcze nie pobiło. Jest ze mną od chyba 6-7 lat. Z racji ostrego podrażnienia produktem z L'Oreala (historia poniżej), postanowiłam ratować skórę i oczy SensibioH2O. Nie tylko znakomicie dokonuje demakijażu, ale rewelacyjnie koi skórę, świetnie działa na naczynka i wszelkie podrażnienia. 

Bioderma Sensiobio H2O.
Cena na promocji: 65,90 PLN/dwupak 2 x 500 ml. Wychodzi 16,48 PLN/250 ml i uważam, że przy tej jakości cena jest naprawdę super.

Przy okazji w Ziko nabyłam kolejny mój produkt z serii KWC. Balsam Tisane do ust. Podobnie jak Bioderma, niezawodny od lat! W jedną noc leczy usta, jak nic innego!

Tisane Balsam do ust.
Cena: 8,99 PLN/4,7 g.


L'Oreal Paris Ideal Soft Oczyszczający Płyn Micelarny + L'Oreal Paris Ideal Glow Rozświetlający Tonik Oczyszczający.
Cena promocyjna za dwa razem: 15,90 PLN/ 2 x 200 ml.

Wiele dobrego o tym micelu słyszałam. W Carrefour kilka tyg. temu można było go kupić, wraz z wybranym tonikiem tej marki, za niecałe 16 PLN. 
Toniku jeszcze nie próbowałam. Dopiero jednak w domu zobaczyłam, że wysoko w składzie ma alkohol i trochę się boję. Szczególnie, że micel od razu zaczęłam używać i zrobił mi krzywdę:( 
Na początku nie zorientowałam się, że jest coś nie tak. Twarz każdego dnia była bardziej czerwona, wysuszona, ale nic mnie nie piekło, nie bolało. Z czasem górne części policzków stawały się bardziej wysuszone i o dziwo zaczęłam obserwować łuszczenie się powiek. Nigdy wcześniej z czymś takim się nie spotkałam. Szczególnie lewe oko wyglądało koszmarnie. Coraz bardziej różowe, bolące. Powieka twarda, szorstka aż pod łuk brwiowy. Metodą prób i błędów oceniłam, że to niestety płyn micelarny z L'Oreal jest sprawcą. Poliki w zasadzie już wyleczyłam, ale powieki nadal nie są ok. Nie wiem, co jest tam takiego w składzie, co spowodowało taki efekt. Zmywa wszystko super, ale podrażnienie jakie mi zafundował, jest nie do zaakceptowania. Gdy tylko kupiłam wspomnianą wyżej Biodermę, od razu ulga ogromna.

Carea Soft Touch Płatki kosmetyczne z Biedronki - fioletowe.
Lubię je kupować w Biedronce w takim właśnie 3-paku. Starczają mi na długo. Próbowałam tych z Lidla i są ok, ale Carea jednak u mnie wygrywa.
Cena: ok. 3,90 PLN/360 szt.



Fruit Kiss Sensual Mydło o zapachu wiśni.
Również z Biedronki. Ostatnio ma fazę na kupowanie wszystkiego, co wiśniowe. Bardzo sympatyczne mydło. Przyjemny zapach, mocno kremowe, lubię.
Cena: 0,99 PLN/kostkę.

For Your Beauty Polerka do paznokci - 3 kroki.
Poprzednia już wymagała pójścia do kosza. Zakup z Rossmanna.
Cena: ok. 5-6 PLN/szt.




TonyMoly Light Aura Luminous Bright Aura CC Cream.
Postanowiłam kupić mój pierwszy krem CC i chciałam by nie był drogeryjny, ale pochodził właśnie z Azji. Jak na razie jestem z niego bardzo zadowolona i ma szansę być hitem. Daje piękne rozświetlenie i lekkie krycie. Nie tłuści skóry, nie wysusza. Rozprowadza się migusiem i bardzo podoba mi się efekt, jaki daje na twarzy. Jeszcze jednak go testuje. 
Cena: 28,90 PLN/30 ml.

Tonymoly Appletox Smooth Massage Peeling Cream.
Tu już nie jestem tak zadowolona. Zastanawiam się czy nie trafiła mi się jakaś podróbka. Czytałam na blogach o nim wiele pozytywnych recenzji. Po kilku użyciach nie widzę w sumie żadnego działania. Produkt podczas nakładania i działania z nim nie zachowuje się tak, jak wszyscy go opisują. Dla mnie to podejrzane i sama nie wiem, co o tym myśleć. Zakupu dokonywałam u sprzedawcy, jakiego "znam" od lat, mimo wszystko mam wątpliwości...
Cena: 44,05 PLN/80 ml.



Tesco Loves Baby Chusteczki nawilżające bezzapachowe + zapachowe.
Trafiłam na nie kilka dni temu w Tesco. Mają miłe dla oka opakowania. Trwała w tedy promocja: 2 paczki w cenie 1. Już mogę powiedzieć, że te bezzapachowe nie są mocno nawilżone. Do wycierania dłoni, toaletki itp. czynności ok. Dla mnie w sam raz. Myślę, że przy użytku typowo dla dzieci, mogą być niewystarczające.
Cena za 2 szt.: ok. 5-6,00 PLN.




Znakomity na noc do dłoni, stóp, na bardzo wysuszone miejsca na ciele. Świetnie koi i natłuszcza.
Cena: ok. 7-8 PLN/50 ml.

Ziaja Med Kuracja Lipidowa Fizjoderm Kremowa Baza Myjąca.
Kupiłam z myślą o myciu ciała. Tu jednak produkt okazał się mocno niewydajny, do codziennego użytku jakoś mi nie podpasował, ale raz na jakiś czas tak. Natomiast super sprawdza się do mycia twarzy. Jest łagodny, nawilżający, bezzapachowy. Nie ma parabenów, mydła, barwników, silikonów i oleju mineralnego. Zawiera jednak SLS. Zmywa makijaż znakomicie, nawet oczu. Nie podrażnia, nie wysusza. Czuć po jego użyciu przyjemną gładkość i miękkość skóry. Zero ściągnięcia. Cena tak samo super!
Cena: ok. 9 PLN/400 ml.

Uroda Melisa Tonik do twarzy.
Znalazł się w ulubieńcach kosmetycznych kwietnia'14. Tam możecie więcej o nim poczytać. Bardzo dobry.
Cena: ok. 6 PLN/200 ml.

Taft Stylist's Selection Suchy Szampon Nadający Objętości.
Jest w miarę ok, ale Batiste XXL nie pobija za nic. Wysoce niewydajny. Biorąc pod uwagę standardową cenę ok. 16-17 PLN/150 ml mało opłacalny. Ja kupiłam go na promocji. 
Cena promocyjna: ok. 11 PLN/150 ml.


Delia Argan Care Regenerująca maseczka do twarzy z olejkiem arganowym.
Spontaniczny zakup w drogerii Jaśmin w Konstancinie. Peeling do ciała z tej serii i bardzo dobrze zdał u mnie egzamin. Maskę użyłam do tej pory 2-3 razy i jest w porządku. Przyjemna.
Cena: 11,99 PLN/30 ml.

Isana Olejek myjący do ciała.
Kupiony w Rossmann 2-3 dni temu na promocji. To moja druga butelka. Uwielbiam tego rodzaju olejek Nivea. Dla mnie najlepszy, ale w ramach oszczędności czasem też sięgam po Isanę. Jest mniej wydajna, za to też dużo tańsza.
Cena na promocji: ok. 2,90 PLN/200 ml.



Znane są Wam te kosmetyki? Lubicie czy unikacie jak ognia?:)

Pozdrawiam!

wtorek, 13 maja 2014

Bioderma Sensibio AR BB Cream Clair Light. Dla ofiar zatrzaśnięcia w solarium lub nałogowych zjadaczy marchewki:) Recenzja.


Otrzymałam go do testów. Krem BB specjalnie dedykowany skórze naczynkowej? Pomyślałam: To coś dla mnie! Bardzo lubię kremy BB, cenię markę Bioderma, a moja cera jest wybitnie naczynkowa. Od lat moim ulubieńcem jest ich krem tonujący Photoderm AR z wysokim filtrem SPF 50+. Zużyłam chyba z 3-4 tubki. Pomyślałam, że wypróbowanie nowości jest super okazją być może do zmiany?
Niestety przetestowanie go w pełni, okazało się praktycznie niemożliwe. Dlaczego? Zapraszam do lektury.

Skład i słowo od producenta


Opakowanie
Tubka 40 ml. Z bardzo praktycznym dozownikiem "dziubkiem". Matowa, ładnie zaprojektowana. Miękki plastik swobodnie pozwala na wyciskanie kremu. Całość zapakowana jest w kartonik.


Cena
Ok. 65-70 PLN/40 ml.

Gdzie kupić?
Tylko apteki stacjonarne lub online.

Zapach
Lekki, typowo kremowy, mało wyczuwalny, przyjemny.

Konsystencja
Bardzo kremowa, przyjemna w rozprowadzaniu, dość gęsta. Nie tłusta, nie sucha. Dla mnie w sam raz. 


Wydajność
Trudno mi ocenić. Nałożyłam produkt tylko 2-3 razy. Jednak wydaje mi się, że należy do bardzo wydajnych i może nam starczyć na kilka miesięcy.

Moja opinia
Moje oczekiwania były duże. Niestety pełen test kosmetyku i jego działania okazał się niemożliwy.
Jak patrzycie na zdjęcia,  już pewnie wiecie dlaczego? 
Tak. Dokładnie. Kolor! Odcień to dla mnie totalna pomyłka. To jest clair light???


Powiedzcie mi, ile znacie osób z takim odcieniem skóry? Ja żadnej. To nie jest beż, to nie jest brąz, to jest zwyczajnie pomarańcz z domieszką jasnej cegły. 

Myślałam: Dostosuje się do odcienia skóry, trzeba dać mu czas, wtopi się. Nic z tych rzeczy. Z czasem jeszcze bardziej wchodzi w orange.


Próbowałam nakładać bardzo mało, wręcz krople. Odcień jest oczywiście wtedy mniej nasycony, ale nie zmienia to faktu, że do ludzi się z tym wyjść nie da.

Dodam, że zdjęcia lekko go rozjaśniają. W rzeczywistości jeszcze jest bardziej nasycony.


Ktoś powie: Ok. Jesteś bladziochem, kolor nie jest Twój. To nie oznacza, że u innych się nie sprawdzi.
Wg mnie nawet osoby o mocno opalonej skórze, naturalnej ciemnej karnacji, średnio zaakceptują kolor teraktory na swojej twarzy. 

Jedynie chyba kobiety mocno przesadzające z solarium, których skóra przypomina sok marchewki, mogą być tu zadowolone. 


Nałożyłam kosmetyk 3 razy, ale nie odważyłam się wyjść z nim poza dom. A przepraszam, wieczorem do śmietnika. Ciemno było:) Na mojej twarzy odcień wygląda komicznie, odcina się koszmarnie od szyi i włosów. Ciężko zatem było mi go w pełni przetestować.

Z tego co zauważyłam, to dobrze się rozprowadza, nie jest tłusty, klejący czy suchy. Podoba mi się wykończenie. Satynowe, lekko rozświetające. Takie jak lubię. Skóra jest przyjemna w dotyku, gładka, nawilżona, czuć jej ukojenie. 
Po kilku godzinach w ogóle się nie starł. Pamiętajcie jednak, że testowałam go wyłącznie w obrębie ścian domu.

Plus za wysoki filtr. 

Trzeba nakładać mało, gdyż może tworzyć maskę. Etykieta zapewnia, że nie, ale z tym się nie zgodzę. Kilka kropel za dużo i efekt szpachli gwarantowany.

Nie prawdą jest też, że dopasowuje się do wszystkich odcieni skóry. Mocno się utlenia.

Co do wyrównania kolorytu, ukrywania naczynek itp. Tego stwierdzić nie mogę. Owszem zaczerwienień nie było mi widać, ale to raczej wynik pomarańczowego odcienia. To już wolę moje naczynka...

Wszystko byłoby super. Istnieje duża szansa, że krem byłby ideałem dla mnie. Niestety odcień go totalnie dyskwalifikuje. Nie wiem, czym kierował się producent tworząc taki kolor. Moim zdaniem jedynie w Meksyku, rezerwatach Indian w Ameryce...byłby dla niego świetny rynek zbytu, ale tu też mam wątpliwości.

Czytałam, że produkt ten ma dwa odcienie. Clair Light jaki mam, jest tym jaśniejszym. Nie wiem jak nazywa się drugi i czy na serio istnieje. Producent mi tego nie potwierdził. W sprzedaży też go nie spotkałam. Boję się nawet pomyśleć, jakby wyglądał jeszcze ciemniejszy...

          
Dla kogo szczególnie? Dla kogo nie?
Nie mogę nikomu tego kremu polecić. Pomarańcz na buzi to nie jest nic gustownego. Chyba, że akurat masz taki naturalny koloryt skóry. Ale jaki jest procent Indian zamieszkujących Europę???
Jeśli planujecie wybrać się na bal przebierańców, to możecie zostać kobietą o imieniu Gorące Słońce, Mówiąca Ryba, Pachnący Kwiat i wtedy charakteryzacja załatwiona. Do tego sukienka z frędzlami, kieł na szyję i gotowe!

Podsumowanie
Zdecydowanie Bioderma powinna pomyśleć nad zmianą odcienia. Ciężko poznać właściwości kremu, kiedy nie można z nim wyjść poza drzwi. 
Kolor kojarzy mi się z dawnymi tanimi samoopalaczami, jakie barwiły skórę na tandetny pomarańcz i przyprawiały wiele kobiet o łzy i pytanie: Jak to teraz zmyć i ile czasu będę musiała ukrywać się przed światem???
Nie mogę tego wynalazku polecić. Szkoda. To chyba pierwszy kosmetyk tej marki, który tak mnie rozczarował. Piękne wykończenie, trwałość ok, dobry filtr, satysfakcjonujące nawilżenie, ale wszystko niszczy paskudny kolor i to jest nie do przeskoczenia.

Co myślicie?

poniedziałek, 12 maja 2014

Niekosmetyczni ulubieńcy kwietnia'14.

Widziałam na deskach teatru kilka wcieleń szekspirowskiego Hamleta. Ta jest bardzo współczesna i choć najbardziej jest mi bliski klasyczny teatr, przedstawienie z Borysem Szycem w roli głównej zapamiętam na długo. 


Szekspir nigdy się nie starzeje. Pytania jakie stawia są wieczne. Warto iść na tę sztukę. Zagrana jest znakomicie. Szyc momentami wręcz zachwyca. Można nie lubić tego aktora, ale nie można odmówić mu talentu. Gdyby urodził się w Ameryce i biegle władał angielskim, istnieje duża szansa, że byłby na samym szczycie. Większość z nas zna go z telewizji, kina...Borys jednak to przede wszystkim znakomity aktor teatralny. Zdecydowanie polecam zobaczyć, jak gra na żywo.
Bardzo trudny spektakl. Trwa prawie 4 h (jedna przerwa) i wymaga od aktorów wysokiego kunsztu. Wszystko jest w nim akurat. Mimo bardzo nowoczesnej wersji, trzyma się klasycznej prostoty i tego co u angielskiego twórcy najważniejsze: minimalizmu. Przekaz podany wyśmienicie, autentycznie, bez nadmuchanego patosu. Czuć w nim uniwersalność i ponadczasowość. 
Jeśli mam się do czegoś przyczepić, to niezbyt podobała mi się Ofelia. Aktorka nie udźwignęła do końca tej roli.
Znam sceny z "Hamleta" wręcz na pamięć. Mimo to, nie nudziłam się wcale. Chłonęłam każdą minutę pobytu w teatrze. To był wspaniały wieczór i zdecydowanie polecam go przeżyć.


Płyta "Polska" Możdżer Danielsson Fresco.
Odkąd ją kupiłam, słucham w zasadzie non stop każdego dnia. Trio na wysokim poziomie. Mam ogromną słabość do muzyki Leszka i śmiało mogę powiedzieć, że jestem od niej uzależniona. 


Uwielbiam również jego koncerty na żywo. Nigdy nie przegapiam tych w Warszawie. Ta płyta nie pobija moim zdaniem krążka "Komeda" z zeszłego roku, ale jest tuż za nim. 
Leszek koncertuje z Danielssonem i Fresco już od lat. Świetnie, że nagrali wspólną płytę. Trzy ogromne talenty.


Na płycie są takie kompozycje, które wręcz powodują drganie wnętrzności i dziwny stan przejścia w jakby doskonałość...Piękna płyta!
Polecam nie tylko fanom jazzu.



Shaker/Bidon WellMix z Rossmann. 
Wspominała o nim niedawno w poście zakupowym. Służy mi każdego dnia. Okazał się strzałem w dziesiątkę. Jest odpowiednio duży - 700 ml, dobrze zamykany, szczelny i bardzo wygodnie się z niego pije. Posiada świetne sitko, które pozwala oddzielić np. wrzucone do napoju plastry cytryny, limonki itp. i łatwej przez to gasić pragnienie. 


Nawet gdy bidon przekręcimy do góry nogami, nic a nic się nie sączy. Trzeba tylko pamiętać o precyzyjnym jego zakręceniu. Noszę go w torebce, wożę w aucie i bardzo sobie chwalę. Służy mi również podczas ćwiczeń w domu. Jak za 9,90 PLN to świetny gadżet. Dobrze trzyma się w dłoni i pozwala mieć picie w każdej chwili przy sobie.


Ja najczęściej noszę w nim wodę niegazowaną z plastrami cytryny lub limonki. Lubię też dodać ogórka - świetnie orzeźwia i gasi pragnienie. Znakomicie też smakuje woda ze świeżą miętą lub melisą. 


Trafiłam na niego przypadkiem i nie wiem, czy był dostępny we wszystkich Rossmannach. Jeśli jeszcze na niego traficie, warto kupić.


Teraz coś do prania i też z Rossmanna:) Domol Chusteczki zapobiegające farbowaniu. 
Używam je od chyba 2 lat. Pewnie wiele z Was je dobrze zna, ale może dla kogoś okaże się to nowość? Niby takie nic, ale u mnie w domu jest stale i bardzo się przydaje. 


Wystarczy wrzucić chusteczkę do pralki wraz z ubraniami. Po co? Nie miesza kolorów i zapobiega ich nadmiernemu spieraniu. Ewentualny barwnik chłonie chustka, a nie druga bluzka. Oczywiście nie mieszam kolorów z białymi, ale czasem nawet wśród ubrań kolorowych są te jaśniejsze i bardziej ciemne. Wszystko prać osobno to mało ekonomiczne i czasochłonne. Odkąd używam ten wynalazek, nigdy nic mi niepotrzebnie nie zafarbowało.  


24 szt. starczają na długo. Koszt to około 6 PLN, ale często są w promocji poniżej 5 PLN. Zawsze wtedy je kupuje na zapas. Jest też wersja do bieli. Również stosuję i polecam. 



Mam nadzieję, że post okazał się dla Was interesujący. Piszcie, jakie Wy ostatnio polubiliście płyty, sztuki, książki czy filmy? Chętnie poczytam też o gadżetach, jakie bardzo Wam się przydają w codziennym życiu?

Trzymajcie się!

piątek, 9 maja 2014

Wiza turystyczna B2 do USA. Krok trzeci (ostatni) - kontrola imigracyjna.


Wiza w paszporcie wbita. Podróż zaplanowana. Lecimy!

Jeśli nie czytałeś dwóch poprzednich części serii: Jak dostać wizę do USA? Zapraszam do linków poniżej:
Część I - <KLIK>.
Część II - <KLIK>. 

Jak pisałam w poście o rozmowie w konsulacie, otrzymanie wizy nie gwarantuje Ci wjechania na teren USA. Musisz przejść na lotnisku w Stanach przez inspekcję imigracyjną. Nic się jednak nie bój. Dasz radę!:)

Etapy odprawy imigracyjnej:
  1. Formularz wizowy I-94.
  2. Deklaracja celna.
  3. Rozmowa na lotnisku w USA z urzędnikiem imigracyjnym.

Druk I-94.
Kiedy ja w kwietniu 2013 roku wylatywałam do Los Angeles przepisy mówiły, iż przed rozmową z urzędnikiem konieczne jest wypełnienie formularza wizowego I-94. Dostawało się w samolocie od stewardessy lub też wcześniej na lotnisku przy odprawie (tak było w moim przypadku) karteczkę do wypełnienia, którą trzeba było oddać na odprawie. Była to absolutna konieczność! 

Po 30.04.2013 sytuacja została uproszczona. Nie musisz już wypełniać I-94. Możesz to zrobić i z tego, co słyszę jeszcze w niektórych liniach lotniczych obsługa samolotu takie kartki rozdaje, ale nie jest to wymóg konieczny.  Nawet jeśli podasz go urzędnikowi na lotnisku w USA, może on go wyrzucić, nie przyjąć, ale też może zabrać dla Twojego świętego spokoju:)
W każdym razie I-94 jest aktualnie tworzony automatycznie poprzez skan Twojego paszportu, w czasie przekraczania granicy ze Stanami. 
Możesz go wygenerować dla własnego użytku (ale nie musisz) na tej stronie <KLIK>. Oczywiście już po odprawie.
Po wpisaniu imienia i nazwiska, daty urodzenia, kraju pochodzenia i numeru paszportu, zobaczysz swój formularz wizowy. Sprawdzisz też w tym miejscu własną historię pobytów w USA, ale tylko po 30.04.2013.
Uwaga! Zrobisz to tylko będąc na terytorium Stanów. Po wyjeździe nie masz dostępu do tych danych.

Jest zatem teraz prościej i to się chwali.

2. Deklaracja celna.
Wypełnić nadal musisz. Z tego co wiem, tu się nic nie zmieniło. To oświadczenia, w którym informujesz, czy zgłaszasz coś do oclenia. Wiadomo, jednak że każdy stara się nie zabierać nic, co by wymagało jakiś opłat. Nawet jeśli nic nie zgłaszasz na cło, musisz ten druk wypełnić.

3. Kontrola imigracyjna.
Znowu jakaś rozmowa?
Przemaglują nas, co nie?:) Ten poważny Pan, do którego stoisz w kolejce po wyjściu z samolotu zadecyduje, czy Twoja noga stanie na amerykańskiej ziemi czy nie. 
Naszykuj paszport, miej na wierzchu ewentualnie bilet powrotny (często proszą o okazanie) i czekaj cierpliwie. Wszyscy obywatele krajów, gdzie wymagana jest wiza do USA, muszą przejść przez tzw. primary inspection. 
Obywatele większości krajów idą sobie zatem luksusowo przez bramki wyjściowe, a Ty stoisz niestety w kolejce, czasem naprawdę dłuuugiej i....po kilkunastu godzinach lotu (u mnie po 17 h), marząc o śnie w normalnym łóżku, jeszcze masz nerwa, czy Cię łaskawie wpuszczą:)
W zależności od lotniska stanowisk inspekcyjnych może być kilka lub kilkanaście. 

Rada? Staraj się wyjść szybko z samolotu i nie wlec na odprawę. Kto pierwszy, ten krócej czeka. W innym przypadku można tam wrosnąć w podłogę, a krzesełek nie ma. Przynajmniej na lotnisku w Los Angeles, gdzie ja lądowałam.

W końcu Twoja kolej.
Podajesz paszport. Sprawdzana jest Twoja wiza, skanowane są linie papilarne. Umieszczają dane w systemie. Od teraz Wielkie Amerykańskie Imperium ma Cię już na widelcu!
Urzędnik będzie Ci się przyglądał. Czasem nawet intensywnie. Nic się tym nie przejmuj. Zada Ci też kilka pytań. Ile, jakie? To zupełna loteria. Zależy od człowieka, miasta, lotniska. Standardowe pytanie na wstępie: Skąd jesteś? Widzi to w paszporcie jak wół, ale pyta zawsze. 

O co mnie pytano?

  • Kraj pochodzenia?
  • Pierwszy raz w Stanach? 
  • Jaki jest cel wizyty? 
Koniec. Nie maglowano mnie, nie wypytywano. Chyba wzbudzam zaufanie:) Wszystko poszło sprawnie i szybko. Całe 3 minuty.

Koleżankę troszkę dłużej przetrzymano. Pytano ją, czym zajmuje się w Polsce, kazano pokazać bilet powrotny i zadano kilka pytań o plan wycieczki.
Mogą zatem Cię zapytać w zasadzie o wszystko. Miejsce pobytu w USA? Czy będziesz tu u rodziny, czy w hotelu? Na jak długo chcesz zostać? Z kim lecisz? Twoja praca, zarobki?
Warto być konkretnym, zdecydowanym, śmiałym i dość poważnym. W zasadzie pracownikom tego urzędu nie wolno wdawać się w żarty, uśmiechy czy prywatne konwersacje, choć pewnie takie czasem też mają miejsce.
Np. przy odprawie mojej bratowej w San Francisco, zaraz po tym jak oznajmiła, że jest z PL, padło pytanie: Przywiozłaś pierogi, kiełbasę, szarlotkę?:) Taaa chcieliby....:) Jak widać naszą kuchnię cenią nawet za Oceanem i mają rację!

W zasadzie większość osób bez problemu przechodzi przez primary inspection. Nie znam osobiście przypadku, by było inaczej. Nie ma się czego bać. To rutynowa procedura. 
Urzędnik wbija Ci w paszport pieczątkę z czasem pobytu, wita Cię w USA i już.

Zazwyczaj możesz zostać jednorazowo na wizie turystycznej 6 m-cy. Nawet jeśli masz wykupiony bilet powrotny za kilka tyg., tak jak było to w moim przypadku. Rzadko kiedy dostaniesz na krócej, ale oczywiście taka ewentualność istnieje. 
W czasie rozmowy do paszportu przypięto mi zszywką drugą część druku I-94, który przy wyjeździe z USA został mi zabrany. Jednak teraz gdy formularza tego nie trzeba już wypełniać, wydaje mi się, że tylko dostaniesz pieczątkę i to wszystko.

Teraz naprawdę jesteś wolny! Zabierasz paszport, dbasz o niego pilnie przez cały pobyt, idziesz po odbiór bagażu i zaczynasz w pełni oddychać amerykańskim powietrzem:)

Kilka dodatkowych informacji:

  1. Nie znam angielskiego lub znam słabo. Jak się dogadam na rozmowie?
    Nie musisz znać języka kraju, do jakiego się wybierasz. Nie ma takiego obowiązku. Pytania są proste, więc raczej nie powinieneś mieć problemu z ich zrozumieniem, ale urzędnik, jak będzie upierdliwy, może przywołać tłumacza. Czasem zdarza się, że pyta czy ktoś z kolejki stojących może tłumaczyć. Możesz też poprosić o tłumaczenie kogoś z bliskich czy osób z jakimi lecisz. 
    Nie przejmuj się tym wcale. Najczęściej jest tak, że Ci co kompletnie nie znają języka, przechodzą łatwiej. Macha się na takiego ręką i ma z głowy:)

  2. Lecę z mężem, narzeczonym, całą rodziną. Czy rozmowa może być wspólna?
    Najczęściej tak. Zwykle rodziny podchodzą razem do stanowiska odpraw. Wszystko wtedy idzie sprawniej.

  3. Mama, chłopak, wujek, mąż koleżanka leci ze mną i ma paszport amerykański lub inny bezwizowy. Czy ja muszę przejść odprawę? Czy mogę iść razem z nim do wyjścia?
    Możesz iść ale i tak Cię cofną:) W tym przypadku więzy rodzinne nic nie dają. Masz paszport polski? Musisz iść na odprawę. Nie ma bata. Nie ważne, że Twoja rodzina, przyjaciele, ukochany już odebrali bagaż i jedzą hamburgera w barku przy lotnisku. Ty bez odprawy go nie zasmakujesz.

  4. Co to jest secondary inspection?
    Tak jak pisałam wyżej standardowa kontrola to primary inspection. Każdy z wizą jej doświadcza.
    Jeśli urzędnik ma jakieś wątpliwości, coś mu nie pasuje w dokumentach, w systemie itp., może odesłać Cię na tzw. 
    secondary inspection. To dokładniejsza kontrola z urzędnikiem wyższej rangi. Idziesz do specjalnego pokoju i tam inne osoby z Tobą rozmawiają. Jesteś poddawany trochę większemu maglowaniu. Ale to są naprawdę rzadkie przypadki. Po 11 września były one dość częste, ale obecnie zdarzają się sporadycznie, jeśli chodzi o nas Polaków. Oczywiście jednak jest taka możliwość.
    Na koniec tego etapu mogą Cię normalnie wpuścić na teren ich kraju lub nie.
    Istnieje też coś takiego jak 
    deferred inspection. Zezwalają Ci na pobyt, ale warunkowo. Zostaniesz odesłany do opóźnionej inspekcji  w biurze imigracyjnym. Wygląda to tak, że umawiają Cię na spotkanie w określonym dniu, godzinie i musisz się tam stawić. By do tego Cię zmusić, mogą zatrzymać paszport. Tam ostatecznie przesądzą o Twoim losie.
    Piszę o tym, ale to naprawdę skrajne przypadki. Kogoś kto nie dorabia sobie w weekendy handlem bronią, żywym towarem, nie jada kolacji z przywódcą organizacji terrorystycznych, nie lata co miesiąc do Arabii Saudyjskiej, a pod nogawką spodni nie ma wszytego tajemniczego pendrive, nie powinno to dotyczyć:)

  5. Pamiętaj! To, że masz wizę na 10 lat, nie oznacza, że możesz tam siedzieć tyle czasu. Liczy się, na ile w paszport zostało Ci wbite pozwolenie jednorazowego pobytu. Najczęściej wynosi 6 m-cy. Każdy dzień przekraczający ten termin to pobyt nielegalny. Oczywiście ze Stanów wyjedziesz spokojnie, ale przy ponownym wjeździe możesz mieć na granicy problemy.

  6. Czy przy wyjeździe czeka mnie też jakaś procedura?
    Okazujesz paszport. Następuje jego skan i tyle. Mają udokumentowane, że teren USA opuściłeś.

Jeśli zrodziły Wam się jeszcze jakieś pytania, piszcie śmiało.
Wszystkim wyjeżdzającym za Ocean, życzę bezpiecznej podróży, udanego pobytu i całej masy wrażeń.
Czy warto polecieć? Absolutnie warto! Nie ma nic piękniejszego niż podróże! Tylko błagam. Nie siedźcie w centrach handlowych, fast-foodach, nie róbcie samych zakupów i nie traćcie czasu na wyłączne leżenie na plaży. Zwiedzajcie, miejcie kontakt w ludźmi, zobaczcie jak najwięcej! To jest zawsze bezcenne!

Część I: Wiza turystyczna B-2 do USA. Złożenie wniosku <KLIK>.
Część II: Wiza turystyczna B-2 do USA. Rozmowa  w konsulacie <KLIK>.

Pozdrawiam!