Mam ją kilka miesięcy. Zaraz po kupieniu namiętnie używałam, a potem jakoś zmieniłam na inne produkty i o niej zapomniałam. Błąd, gdyż to świetny produkt.


W marcu szczególnie często ją stosowałam. Nie mam zniszczonych włosów czy mega suchych, więc nie wiem czy na takich zdziała cuda. Ja cenię ją to, że nadaje włosom lekkość, sprężystość, pięknie się rozczesują i zyskują połysk. Do tego są przemiłe w dotyku. Nie ustępuje moim zdaniem działaniem innym droższym tego typu produktom. Plus za to, że nie obciąża kompletnie fryzury, a u mnie wiele kosmetyków to czyni. Tania i niezwykle wydajna.




W marcu szczególnie często ją stosowałam. Nie mam zniszczonych włosów czy mega suchych, więc nie wiem czy na takich zdziała cuda. Ja cenię ją to, że nadaje włosom lekkość, sprężystość, pięknie się rozczesują i zyskują połysk. Do tego są przemiłe w dotyku. Nie ustępuje moim zdaniem działaniem innym droższym tego typu produktom. Plus za to, że nie obciąża kompletnie fryzury, a u mnie wiele kosmetyków to czyni. Tania i niezwykle wydajna.


2. Gliss Kur Hair Repair Eliksir z Olejkiem Pielęgnacyjnym.
Wspominałam o jego zakupie w haul'u na początku lutego. Udało mi się dostać ten olejek w zestawie z szamponem - razem za 14,99 PLN.
Olejek jest rewelacyjny. Używam 2 miesiące, a prawie nie ubywa. Wystarczy 1-2 krople by włosy stały się gładkie, błyszczące, niezwykle miękkie. U mnie po aplikacji na wilgotne włosy, fryzura zyskuje na objętości. Mam uczucie jakby włosów było więcej i były grubsze, zero puszenia. Skręt naturalnych loków poprawiony i bardzo sprężysty. Nie obciąża kompletnie, choć trzeba pamiętać o nie przesadzaniu z ilością. Stosowałam kilka razy także do olejowania i na włosy suche - końcówki i tu także działa świetnie.
Wygodna aplikacja. W marcu moja pielęgnacja włosów po myciu wyglądała przeważnie tak, że spryskiwałam głowę wspomnianą wyżej odżywką z Isany (włosy po całości), a potem na końce lub/i na 1/3 włosów nanosiłam olejek Gliss Kur. Świetnie ta metoda się u mnie sprawdziła!
3. Balea Żel pod prysznic Wiśnie i Migdały.


Jego zapach jest obłędny i uzależniający. Sam żel nie czyni jakiś cudów ze skórą. Dobrze myje, ładnie się pieni, choć wg mnie jest lekko za rzadki, ale ten zapach....Poezja! Niestety nie utrzymuje się długo na ciele, ale podczas kąpieli jest intensywny. Niezwykle ciepły, na zimne dni super. Jeszcze troszkę go mam (butelka ma 300 ml) i już smutno mi, że to seria limitowana:( Posiadam dodatkowo balsam o tym zapachu, więc jak żel się skończy, przystąpię do jego używania by ta woń była ze mną jak najdłużej.

4. Yves Saint Laurent Touche Eclat Radiant Touch Luminous w kolorze Ivory nr 2.
W zasadzie to ulubieniec całego ostatniego kwartału, jednak wolałam dłużej go potestować. Na moim blogu jest osobny post na jego temat - prezentacja. Zapraszam do zajrzenia.
Muszę powiedzieć, że to najlepszy korektor rozświetlający jaki do tej pory miałam. Pięknie odbija światło. Od razu twarz staje się jaśniejsza, obudzona, młodsza. Nie wchodzi w żadne załamania skóry. Nie roluje się i trzyma cały dzień. Rozświetlenie nawet po 12 h nie mija i cały czas jest takie samo. Wystraszy kilka kropek kosmetyku. Jest wydajny i prosty w aplikacji. Bardzo kremowy, lekki. Kolor nr 2 wg mnie idealny dla większości karnacji. Piękne opakowanie, wygodny pędzelek. Niestety cena koszmarna:( Jestem w sumie zła, że tak mi się spodobał, gdyż jest drogi:( Lubię go też nanosić na powieki jako bazę pod cienie lub sam. Cudnie otwiera oko. Wiele osób skarży się, że nie jest kryjący. Ja nie mam dużych problemów z cieniami, więc dla mnie krycie jest ok. Ale rzeczywiście przy dużych zasinieniach, może nie dawać rady. Można moim zdaniem jednak łączyć go z jakimś dobrym produktem kryjącym. Np. z świetnym pod tym względem Mac Pro Longwear Concealer.
YSL używam także do rozświetlenia miejsc na twarzy np. okolic nosa i czasem kości policzkowych. Tu także sprawdza się doskonale.
YSL używam także do rozświetlenia miejsc na twarzy np. okolic nosa i czasem kości policzkowych. Tu także sprawdza się doskonale.
5. Pędzel Hakuro H54.
Pędzel dla mnie idealny. Zamiesiłam go w ulubieńcach marca teraz, ale tak naprawdę to mam go 2,5 albo nawet 3 lata i kocham od samego początku. Często zmieniam pędzle, testuje nowe, mam fazy na różne marki, ale do niego stale wracam i najczęściej używam. Przez te kilka lat jest dokładnie taki jak po zakupie. Nic się z nim nie dzieje. Był myty tysiące razy, a nie wypadł z niego żaden włosek. Rączka w super stanie. Nawet napisy się nie starły. Solidny, dobrze zrobiony, odpowiedniej długości.


Jest przeznaczony do podkładów płynnych i sprawdza się w tej roli znakomicie. Dla mnie jednak jest dalece bardziej uniwersalny. Można nim nałożyć puder sypki czy w kamieniu, wszelkie minerały. Bardzo często go tak używam. Spokojnie też zaaplikujecie nim bronzer czy róż. Jak znalazł na wyjazdy, urlopy itp. Jednym pędzlem wykonacie spokojnie cały makijaż twarzy.


Dla mnie wielkość akurat. Dociera nawet w trudne miejsca twarzy. Wybitnie miękki. "Mizianie" nim po twarzy jest wręcz relaksacyjne:) Odpowiednio ukształtowany. Zbity ale nie tak ścisło. Ideał i już!:) Troszkę długo schnie, ale nie są to jakieś wieki. Polecam każdemu.


Napiszcie czy miałyście te artykuły i co o nich sądzicie?
Jaki post chcecie jako kolejny? Dziś na FB umieściłam kilka propozycji tematów. Może zagłosujecie? Będę wdzięczna. Lubię kiedy wraz ze mną tworzycie tego bloga.
Z góry dziękuję:)
Magda
Z góry dziękuję:)
Magda