piątek, 28 września 2012

Sałatka "niby grecka" z prażonymi kiełkami i jagodami goji. Do tego pyszny kurczak w sosie sojowym i miodzie.



Wracam przed wczoraj do domu po całym dniu pracy, a wieczorem w planach jeszcze kino. Coś by człowiek zjadł, ale tak by było zdrowo, szybko, pożywnie i by się nie narobić:) To może sałatka?

Kolejny przepis u mnie na blogu z cyklu przegląd lodówki. Ostatnio postanowiłam nie robić większych zakupów dopóki nie powyjadam wszystkich zapasów. Okrutnie nie lubię marnotractwa.
Wyszło zatem jak poniżej.



Sałatka ma sporo składników, ponieważ wszystkiego miałam akurat po trochu i chciałam zużyć. Spokojnie jeśli czegoś nie macie pod ręką, możecie to pominąć.

Jest taka niby grecka, ale specyficznego smaku dodają jej prażone kiełki (mieszanka) i pestki słonecznika oraz owoce goji. Chyba więc w tym momencie grecką przestaje być:)

Składniki ilościowe podaje na oko. Ja zwykle nie bardzo zastanawiam się nad tym ile czego daje, szczególnie jeśli chodzi o miksy sałatkowe:) Wszystko też zależy od tego na ile osób ją przyrządzacie.



Składniki sałatki:
- pomidorki koktajlowe - u mnie akurat było to 3/4 paczki; spokojnie możecie użyć zwykłe pomidory
- jeden średniej wielkości świeży ogórek
- puszka kukurydzy konserwowej
- dwie garście oliwek zielonych (mogą być czarne)
- ser feta - 1 małe opakowanie (może być inny ser sałatkowy)
- opakowanie mieszanki kiełków do smażenia (ja kupuje je w LIDL'u)
- dwie garście pestek słonecznika
- dwie garście jagód goji
- sól i pieprz do smaku
- oliwa z oliwek (ja akurat użyłam czosnkowej, jaką sama przygotowuje w domu)
- jeśli użyjecie oliwy zwykłej polecałabym dodać jeszcze 2 zgniecione ząbki czosnku
- dwie łyżki octu winnego na bazie czerwonego wina (ja preferuje taki do sałatek, ale możecie dla podkreślenia smaku dodać także sok z cytryny lub inny ocet winny)



Przygotowanie sałatki:
Kroimy pomidory w sporą kostkę (jeśli koktajlowe to na połówki). Podobnie ogórek i fetę.
Na patelni na 1-2 łyżkach oliwy prażymy przez około 5-6 min. kiełki i pestki słonecznika.
Do miski wkładamy pomidory, ogórek, kukurydzę, fetę, oliwki. Na koniec dodajemy mieszankę z patelni i jagody goji. Sól i pieprz do smaku. Całość skrapiamy octem winnym i oliwą. Mieszamy i zjadamy:)
Mi bardzo smakowała ta sałatka kiedy kiełki i słonecznik były jeszcze ciepłe. Można też bez nich wcześniej całość wymieszać, a zawartość patelni dodać na koniec bez mieszania. Podobnie owoce goji. Np. potem na talerzu, a nie bezpośrednio do salaterki.



Taka sałatka spokojnie zastąpi nam lunch. Polecam także na kolacje, obiad lub jako posiłek do pracy.
Znakomicie smakowała z tostami.



Wyszła spora miska. Następnego dnia zatem zrobiłam na obiad do niej kurczaka w marynacie na bazie sosu sojowego i miodu. Uwielbiam taki drób!



Przygotowuje tak kurczaka już od kilku lat, ale ostatnio długi czas ten przepis nie gościł na moim stole. Przypomniała mi o nim Kasia (makijażeKasiD) w poście na swoim blogu.

Mój przepis na tą zalewę jak poniżej. Choć ponownie mam problem z dokładnym podaniem ilościowo składników. Ja zawsze to robię bez miarki:)

Marynata do kurczaka:
- 6 łyżek ciemnego sosu sojowego
- 3 ząbki czosnku (można mniej jeśli nie lubicie, ja czosnek kocham!:))
- sok z połówki dużej cytryny (opcjonalnie jeśli nie macie akurat można dodać ocet winny jabłkowy lub na bazie białego wina)
- 3 łyżki miodu
- 1-2 łyżki oliwy
- dwie szczypty świeżo zmielonego pieprzu

Jeśli chodzi o kurczaka to polecam podudzia czyli pałki, ale oczywiście w ten sposób można użyć każdą inną część kurczaka np. skrzydełka.

Przygotowanie kurczaka:
Wszystkie składniki marynaty mieszamy. Czosnek wyciskamy przez praskę.
Kurczaka moczymy dokładnie w marynacie. Polecam min. godzinę. Ja zwykle robię ją na noc. Wtedy kurczak siedzi sobie w smakach długi czas i jest bardziej kruchy i soczysty. Zamykam w opakowaniu termicznym i wkładam do lodówki.
Piekę w naczyniu żaroodpornym lub brytfance pod zamknięciem.
Kurczaka przekładam wraz z całą marynatą. Pieczemy w temp. 160 stopni przez około 35-40 min. (z termoobiegiem) na przedostatnim poziomie. Na 6-7 min. przed końcem zdejmuje pokrywkę i na kawałach kurczaka układam drobne kawałki prawdziwego masła i piekę bez przykrycie jeszcze te kilka minut (można wtedy także przełączyć piekarnik na funkcje górnego opiekania). Masło jest oczywiście opcjonalne - ale naprawdę dodaje smaczku:)

Bardzo lubię to danie podawać z pieczonymi ziemniaczkami. Świetnie smakuje też z ryżem lub kaszą jęczmienną, jakie można polać łyżkami zalewy z pieczenia.

Ostatnio jednak pałki kurczaka zjadłam z samą sałatką.



Jeśli wypróbujecie sałatkę i/lub kurczaka - dajcie znać czy smakowało:)

Dziś już weekend! Super!
Magda

środa, 26 września 2012

Z serii : 5 męczących wyrażeń...tym razem jednak 4:) O Perfekcyjnej Pani Domu + toster w kwiatki i ulubione kino Stacja Falenica.

Dziś odcinek nr 2:)
Pierwszy spontaniczny dodany 2 sierpnia br., nie wiedział wtedy jeszcze, że będzie początkiem cyklu na moim blogu.


GlossyBox nadal wysoko plasuje się w mojej piątce. Inne słowa i wyrażenia wymienione w odcinku-pilocie - już mnie nie męczą:)

Za to dołączają nowe: Perfekcyjna Pani Domu - zdecydowane pierwsze miejsce!

Potem długo długo nic i kolejno: poród, jesienna pogoda i wspomniany GB. Tym razem piątego brak:) To w sumie chyba dobrze. Jak zawsze interpretacje pozostawiam Wam.

Do Perfekcyjnej Pani Domu jednak muszę się odnieść, bo....nie wytrzymam:)

Żeby nie było, że nie mam telewizora, nie widziałam, a krytykuje. Widziałam - jeden odcinek w internecie. Wszędzie słyszę w koło o tym programie, jestem maniaczką porządku, więc musiałam obejrzeć, żeby choć odrobinę być na bieżąco ze światem mediów:)

Po pięciu minutach w głowie miałam tylko jedno pytanie: O co k..... tu chodzi i co to ma być?
20 kolejnych minut obejrzałam na "przewijaku" (zaleta internetu pod tym względem jest ogromna!). Końcówka mnie rozwaliła. Do pokoju zamkowego wchodzi "Barbie" w idealnie dopasowanej sukience, szpileczkach i eleganckim koku. Wręczanie szarfy i czegoś tam na różowej poduszce (nie pamiętam co) - wywołało u mnie salwę śmiechu połączoną z kolejnym pytaniem w głowie: Madzia co Ty oglądasz?????

Kilkadziesiąt minut wyjętych z życiorysu. Czułam intelektualnie zjechana, jakby traktor przejechał mi mózg, zawrócił i przejechał ponownie!

Żeby nie było....była też refleksja. Nie wiem jak do tej pory mogłam przed włożeniem prania do pralki, nie segregować odzieży w 7 (a może ich było 6?) osobnych wielkich koszach równo ustawionych na wielkim stole! Co za przeoczenie!:)

Teraz wiecie dlaczego nie mamy w domu telewizora?:)

Zmieniając temat pochwalę się Wam moim nowym kuchennym nabytkiem, jaki już pokazałam na Facebook-u i wczoraj na Twitterze. Nazbierało mi się punktów PAYBACK i postanowiłam wymienić je właśnie na taki toster Russell Hobbs, ponieważ do tej pory miałam tylko płaski opiekacz do kanapek.



Ma ciekawy design. Podoba mi się. A Wam?

Można w nim opiekać tradycyjne pieczywo tostowe, ale też bułki, bajgle. Ma również funkcję rozmrażania i 6-stopniową regulację poziomu opiekania.
Dziś tosty na śniadanie z samym masełkiem były jak marzenie!
Cieszę się, że nie musiałam zapłacić za niego czystą gotówką. Jednak te punkty PAYBACK czasem się na coś przydają. Zbieracie także?

Dziś był piękny dzień, zupełnie letni, a nie jesienny. Słońce cudowne i temperatura ponad 27 stopni. Sporo czasu spędziłam spacerując po parku.

Teraz uciekam do kina w moje ulubione miejsce - Kinokawiarnia na dawnej Stacji PKP - Stacja Falenica.
Polecam to miejsce bardzo! Połączenie klimatycznego kina, kawiarni i księgarni. Wnętrze ciekawe i bardzo stylowe.

 

Zdjęcie pochodzą ze strony http://stacjafalenica.pl

Ogląda się film przy stoliku, gdzie można popijać kawę lub herbatę (polecam wyjątkowe
red cappuccino), zajadać pyszne rzeczy, a obsługują nas przemiłe kelnerki i kelnerzy. Cudne i wyjątkowe miejsce. Daleko tej sali kinowej do "zimnych" i "bezpłciowych" sal w multipleksach i dobrze! Natomiast oczywiście jakość odtwarzanego filmu i dźwięk na jak najlepszym poziomie!

Osobno też jest część kawiarniana bez kina połączona z czytelnią i księgarnią.
Bardzo dużo też atrakcji dla dzieci - głównie w soboty. Często szczególnie w weekendy, odbywają się tu także różne ciekawe kameralne koncerty, wystawy, kabarety i inne imprezy jak spotkania z podróżnikami, reżyserami, aktorami czy pisarzami.


Dziś "Nietykalni". Pewnie wszyscy już ten film widzieli, ale ja nie.


Jak Wy spędziliście ten słoneczny dzień?

Jutro wieczorem lecę natomiast na przedpremierowe otwarcie salonu Bath & Body Works w Złotych Tarasach. Dostałam zaproszenie i bardzo się cieszę. Spotkam tam wiele blogerek i mam nadzieję, że będę mogła opowiedzieć Wam później o moich wrażeniach i samej marce.

Zapraszam także do wzięcia udziału w ankiecie znajdującej się w prawym panelu bocznym na moim blogu. Chętnie dowiem się: Jakich tematów najbardziej oczekujecie na moim blogu? Z góry dziękuję za każdy głos.

Korzystajcie koniecznie z pięknej pogody! Spacery to aktualnie Wasz obowiązek!:)
Magda

wtorek, 25 września 2012

Nivea Double Effect - żel pod prysznic ułatwiający golenie. Ze mną od 3 lat, a Nivea go wycofuje:(

Pierwszy raz kupiłam ten żel jakieś 3 lata temu. Do tej pory mi się nie znudził i przez cały ten czas stale gości w mojej łazience. To mój must have.


Zużyłam wiele butelek. Nie jestem nawet w stanie zliczyć ile. Rzadko, który kosmetyk jest ze mną tyle czasu, więc to o czymś świadczy:)

Dla mnie to najlepszy produkt ułatwiający golenie. Pobił wszelkie pianki i inne żele przeznaczone konkretnie w tym celu.

Przez 3 lata tylko raz zwabiona sporymi zachętami na YT, kupiłam piankę Isana. Miała pachnieć cudnie brzoskwiniami. Niestety dla mnie to czysto chemiczny zapach, totalnie nie przypominający owego owocu. Do tego zbyt gęsta konsystencja, jakby kleista i generalnie serca nie podbiła. Do żelu Nivea wg mnie jej daleko. Użyłam kilka razy, stoi i się nudzi...
Zdrada zatem została dokonana tylko raz. Potem już nigdy nic kosmetycznego do golenia mnie nie zainteresowało.

Nivea Double Effect to żel pod prysznic, który spełnia rolę tradycyjnego produktu do mycia ciała. Dodatkowo natomiast ułatwia golenie. Cenię go za te dwie funkcje. Ma fajną konsystencję - nie za rzadką, nie za gęstą. Taką akurat. Jest perłowo-biały.



Myje świetnie i dokładnie. Bardzo dobrze się pieni, przez co jest wydajny. Wytwarza przyjemną specyficzną pianę na powierzchni skóry + jakby silikonową śliską powłokę, po której maszynka do golenia wręcz płynie.
Kosmetyk ten sprawił, że depilacja przez golenie stała się całkiem przyjemna. Wcześniej czynności ten nie znosiłam!
Zero podrażnień, zacięcia. Niezwykle łagodny, a przy tym skuteczny. Prosta bezproblemowa i szybka aplikacja. Produktu potrzeba naprawdę bardzo niewiele, by pozbyć się włosów na nogach czy np. pod pachami lub w okolicach bikini. Dodatkowo nie lepi się, nie mazia i spłukuje w sekundę.

Nie przepadam za piankami, ponieważ zwykle źle się wyciskają i kiepsko nakładają.
Babrania z nimi za dużo. Są mało wydajne, lepkie, czasochłonne i jakoś tak zawsze chemicznie pachną.



Żel Nivea Double Effect pachnie wybornie! Kocham ten zapach. Połączenie passiflory i olejku z awokado. Nigdzie indziej nie spotkałam się taką wonią. Przez tyle lat nigdy mi się nie znudziła. Jest relaksująca, kojarzy mi się z drogimi dobrymi perfumami. Jednak nie przytłacza i nie czuje w nim w ogóle sztuczności. Wszędzie poszukuje tego zapachu, ale jak na razie bezskutecznie.



Kosmetyk uwielbiam stosować pod prysznicem nawet wtedy, gdy akurat nie dokonuje depilacji. Skóra po nim jest świetnie nawilżona. Jeśli tylko nie macie bardzo suchej skóry, to nawet nie potrzeba stosować balsamu/masła/olejku po kąpieli.

Zawsze po goleniu moje nogi były podrażnione. Dzięki temu produktowi nie mam żadnych zaczerwienień, dziwnych kropek, krostek itp. Skóra jest miękka, gładka, delikatna i bardzo przyjemna w dotyku. Lubię oczywiście nanieść potem balsam specjalny po goleniu. Mój faworyt od lat to Oriflame Silk & Smooth, After Depilation Soothing Lotion. Natomiast nawet jeśli go nie użyję skóra po samym Nivea i tak wygląda świetnie.

Przypadł mi do gustu także dlatego, że cenię sobie produkty uniwersalne. Dla osób zabieganych jest idealny. Nie trzeba kupować dwóch różnych specyfików osobno do mycia i do golenia. Za jednym zamachem błyskawicznie załatwiamy dwa tematy. Znakomicie sprawdza się na wakacjach, wyjazdach itp. Do tej pory był też bardzo łatwo dostępny, praktycznie w każdej drogerii, markecie itp.

Opakowanie - bardzo poręczne. Dobrze leży w dłoni. Nie wyślizguje się. Łatwo się otwiera i dozuje. Pojemność to 250 ml i jest ważny 12 m-cy od otwarcia.

 

Jeśli tylko golenie jest dla Was udręką to myślę, że powinnyście spróbować tego produktu. Mi on bardzo ułatwił życie.
Dużo oczywiście zależy od maszynki, ale myślę, że taki żel także może znacznie podnieść komfort tej czynności.
Wspomnę tylko, że ja od 2 lat używam męskiej golarki Gillette Power Fussion. Polecam ją gorącą i niedługo także zrobię jej recenzję.

Na koniec zła informacja:( Dziś oficjalnie dowiedziałam się, że marka Nivea postanowiła wycofać ten żel ze swojej oferty. Już od jakiegoś czasu miałam problem z jego dostaniem, ale zawsze jednak gdzieś go w końcu znajdowałam i wtedy kupowałam zapas. Cena zwykle kształtowała się od 8 PLN w promocji do 11 PLN w normalnej sprzedaży.

Przyznam, że czasem totalnie nie rozumiem działań firm kosmetycznych. Wiele produktów naprawdę dobrych i cenionych znika z oferty. Z tego co wiem, to ten kosmetyk był lubiany nie tylko przeze mnie. Kilka razy np. pytałam o niego w Tesco, Rossmanie i innych sklepach i panie sprzedawczynie mówiły, że w koło kobiety go szukają. Poza tym inne firmy z tego co się orientuje, nie mają w swojej gamie tego typu kosmetyku. Tym bardziej droga Niveo warto byłoby z niego nie rezygnować!

Ponarzekałam sobie i tyle mojego. Jedynie cieszę się z tego, że jakiś miesiąc temu w delikatesach niedaleko mojego domu znalazłam ten żel i wzięłam wszystkie 3 butelki jakie stały na półce. Kosztował ok. 7 PLN. Datę ważności oczywiście sprawdziłam:) Tym samym aktualnie mam 3,5 butelki na stanie i będę go oszczędzać tylko do kąpieli z goleniem:)

Jeśli tylko spotkacie jeszcze gdzieś ten produkt to zachęcam do kupienia.

Mam cichą nadzieję, że może jednak Nivea z czasem wróci do produkcji tego żelu albo stworzy inny zapach, ale o takich samych właściwościach.

Jak ktoś zna może innej marki żel ułatwiający golenie to chętnie się dowiem. Sama bowiem nie spotkałam.

Macie swoje ukochane produkty do golenia lub każde inne jakie są z Wami niezmiennie od wielu lat?
Magda

poniedziałek, 24 września 2012

TAG: Reading is cool.


1. O jakiej porze dnia czytasz najchętniej?
Zdecydowanie wieczorem. Wtedy mam najwięcej czasu. Ale uwielbiam też czytać rano w wolne dni jak np. sobota czy niedziela. Jeśli tylko akurat nie mam innych planów i nie muszę nigdzie się "stawić", to biorą kawę lub kakao do łóżka i czytam...Uwielbiam takie poranki.

2. Gdzie czytasz?
W domu. Na fotelu lub w łóżku. Rzadko poruszam się środkami komunikacji miejskiej więc nie mam takiej możliwości. Jako kierowca - jestem bez szans na czytanie w podróży. Poza tym jeśli jadę pociągiem czy autobusem praktycznie czytać nie mogę. Od razu włącza mi się choroba lokomocyjna z dzieciństwa. Za to w samolocie czytać mogę bez obawy i jak tylko gdzieś lecę - książka musi być.

3. W jakiej pozycji najchętniej czytasz?
Półleżącej.

4. Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
Dramat, obyczajowe. Bardzo lubię też biografie i książki psychologiczne. Często sięgam do literatury podróżniczej głównie na temat gór i alpinizmu oraz żeglarstwa.

5. Jaką książkę ostatnio kupiłaś / dostałaś?
Ostatnio trzy na raz. Wspominałam o tym w tym miejscu >>.
"Słodkie pieczone kasztany" Aleksandra Seghi, "Apetyty na Italię" Matthew Fort, "Za dużo słońca w Toskanii. Opowieści o Chianti" Dario Castagno.


6. Co czytałaś ostatnio?
 "Słodkie pieczone kasztany" Aleksandra Seghi. 

7. Co czytasz obecnie?
Kilka dni temu zaczęłam "Za dużo słońca w Toskanii. Opowieści o Chianti" Dario Castagno.

8. Używasz zakładek, czy zaginasz ośle rogi?
Nigdy nie zaginam rogów. Używam zakładek. Najczęściej dołączanych bardzo często do książek jako reklama. Często też takich kolorowych przyklejanych karteczek - paseczków/znaczników.

9. Audiobook czy książka?
Zdecydowanie książka! Nic tego nie zastąpi. Technologia może być dodatkiem, ale nigdy czystej formy książki nie pobije. Ja zwyczajnie lubię trzymać książkę w ręku, przekręcać kartki i czuć zapach papieru.
Korzystam czasem z audiobooka i uważam, że ta forma jest niezwykle przydatna - ale dzieje się to u mnie rzadko.

10. Jaka jest Twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
"Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery. "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren. "Bułeczka" Jadwiga Korczakowska. Koniecznie też muszę wspomnieć o "Baśniach Andersena".

11. Którą z postaci literackich cenisz najbardziej?
Od dziecka byłam utożsamiana z Anią z Zielonego Wzgórza. Głównie oczywiście ze względu na wygląd. Zresztą czasem zdarza się to i dziś. Uwielbiam tą postać, bo jest taka moja:) Wiele mnie nauczyła i w wielu sytuacjach dodawała odwagi. Często zastanawiałam się jako mała,  a potem większa dziewczynka, co w danej sytuacji zrobiłaby Ania?
Kiedy jest się dzieckiem i wygląda się jak Ania - nie zawsze jest łatwo, przynajmniej w Polsce i to kilkanaście lat temu. Literacka Ania nauczyła mnie odwagi w byciu innym, wrażliwości, radości z drobnych spraw, dystansu, walki o pasje nawet jeśli w koło inni ich nie rozumieją.
Zawsze też marzyłam by mieszkać na takim wzgórzu jak ona i mieć przed domem taki ganek:)

12. Ulubione książki.
Nie da się wymienić jednej jedynej. Lista ulubionych jest bardzo długa. Na każdym etapie życia inne pozycje były moimi ukochanymi. Od zawsze jednak jestem zakochana w literaturze rosyjskiej. Dostojewski to mój ulubiony pisarz. Nie tylko on z rosyjskich autorów, ale głównie. Język jakim się posługuje jest piękny! Cudownie też dozuje napięcie, a jego analiza psychologiczna postaci jest już kultowa! Dla mnie nikt nie pisze tak dobrze jak Rosjanie!
Jeśli już miałabym podać kilka ulubionych tytułów to przychodzą mi aktualnie na myśl: Biblia, "Mistrz i Małgorzata" M. Bułhakow, "Zbrodnia i Kara" F. Dostojewski, "Ulisses" J. Joy, "Lot nad kukułczym gniazdem" K. Kesey, " Proces" F. Kafka, "Cesarz" R. Kapuściński, "Lolita" V. Nabokow, "Wojna żydowska" J. Flawiusz.


Wszystkich chętnych zapraszam do napisania posta na ten temat.
Jeśli nie prowadzicie bloga, zachęcam do pozostawienia w komentarzu odpowiedzi choćby na 2-3 pytania z tego tag'a.

Cudnego tygodnia!
Magda

czwartek, 20 września 2012

Dzieje się. Co porabiam i jakie mam plany na najbliższe dni?

Co u mnie słychać?

W zeszły piątek bawiłam się na babskim wieczorze w pobliskiej knajpce. Było nas około 20 świetnych babeczek w wieku 20-70 lat. Znakomite kobiety! Każda wyjątkowa i z cudnym poczuciem humoru. Wiek nie miał znaczenia. Uśmiałam się za wszystkie czasy. Najadłam zresztą też:) Najpyszniejsza natomiast była nalewka znajomej z przepisu: 200 wiśni + 200 liści z wiśni i spirytus. Pychota!

Sobota i niedziela to kręgle i gokarty. W tych ostatnich jestem zakochana od 2 m-cy i chyba mogłabym na tor chodzić każdego dnia...Jeśli oczywiście byłoby to z lekka tańsze.

Wczoraj - fryzjer. Drastycznej zmiany nie ma. Zafundowałam sobie podcięcie włosów + jak zawsze zabieg jonizacji czyli włosowe SPA. Fryzjerka namówiła mnie także na podrasowanie mojego naturalnego rudego. Także drugi raz w życiu mam farbę na włosach:) Mocna, intensywna rudość. Jak na razie się przyzwyczajam....Zrobię zdjęcia, ale dziś nie miałam na to szans, z powodu pogody i późnego powrotu do domu.

Trzy dni temu w Douglas wymieniłam zużyte opakowanie po maskarze Max Factor na tusz Clinique. Świetna promocja! Biegnijcie do salonów Douglas jeśli chcecie skorzystać, bo wiem że maskary rozchodzą się błyskawicznie. Ja wybrałam High Impact Mascara, ponieważ tej jeszcze nie miałam.



Dostałam od sprzedawczyni także miniaturkę peelingu do ciała Kanebo. Sprawdzimy, zobaczymy.

Namówiono mnie również na wzięcie udziału w zabawie - Sesja Piękna.



Polega ona na tym, że wizażyści i styliści jednej z wybranych firm wykonują nam makijaż, fryzurę i całą stylizację. Następnie bierzemy udział w profesjonalnej sesji fotograficznej i na pamiątkę możemy wybrać jedno zdjęcie. Reszta niestety jest płatna i kosztuje 40 zł/zdjęcie (lekka zgroza!). Dodatkowo otrzymujemy indywidualne specjalnie dla nas rady i wskazówki na temat makijażu, pielęgnacji itd.

Tyle z obietnic. Zobaczymy jak będzie w praktyce.
Panie w salonie Douglas zapewniały, że to świetna zabawa. Skusiłam się i jutro będę bawić się w modelkę:)

Koszt to 99 PLN. W tym jednak dostajemy bony 2 x 25 = 50 PLN na zakupy w Douglas do wykorzystanie bezterminowo. Czyli w sumie "impreza" kosztuje nas 49 PLN.

Z tego co wiem takie Sesje Piękna odbywają się kilka razy w roku w wybranych sklepach w Polsce. Są skierowane do posiadaczek kart Douglas. Wymagany jest wcześniejszy zapis na godzinę i dzień.

Więcej na ten temat możecie poczytać w tym miejscu >>

Zdam oczywiście relacje po jak wszystko przebiegało i czy polecam wziąć udział czy też nie.
_________________________________

Kilka dni temu zrobiłam sobie też z pudełka Glossy Box "stojak" na pomadki. Wszystko zajęło mi 10 min. Koszt - 2,20 PLN:) Można go spokojnie zamknąć wieczkiem.



Nie jest doskonały i niestety nie pomieścił moich wszystkich szminek, ale zawsze mogą zrobić sobie jeszcze jeden. Pracuje jeszcze nad jego udoskonaleniem i mam w głowie pomysł na kolejne wykonanie czegoś podobnego i może nawet lepszego.



Dajcie znać jeśli chcecie wiedzieć jak takie pudełko przygotować.

Dziś byłam na wieczorze podróżniczym w pobliskim Domu Kultury. Cudownie spędzone 1,30 h za 8 PLN:) Slajdy, filmy, opowiadania zapalonego podróżnika. Tematem tego wieczoru był Londyn. Jednak nie podróżowaliśmy po znanych z przewodników czy pocztówek miejscach. Raczej po dzielnicach, uliczkach i zakątkach mało znanych turystom, a także ciekawych i niezwykłych. 7 m-cy temu byłam w stolicy UK i ponownie bardzo chcę tam znowu zawitać. Mam nadzieję, że uda się na wiosnę 2013. Przynajmniej takie są plany.

W piątek planuję udać się do sklepu Pandora w Promenadzie. Jest fajna promocja. Słyszałyście o niej?
Z okazji urodzin sklepów PANDORA w CH Promenada i CH Klif Gdynia, w dniach 21-23 września przy zakupie dwóch charmsów trzeci otrzymacie w prezencie. Ja na bank skorzystam.


A co w sobotę?
W sobotę idę na imprezę z tematem przewodnim - lata 70-te. Ubieram się zatem dzwony, kolorową kwiaciastą tunikę, buty na koturnie, wielkie białe okulary i opaskę w kwiaty na czoło:) Oj będzie się działo....:)

Niedziela - kręgle wieczorem, a w ciągu dnia, chyba błogie lenistwo, choć to akurat może się zmienić:)

Jak Wy cię macie? Co planujecie na najbliższe dni?

Buziaki:)
Magda

piątek, 14 września 2012

Denko. Do czego wrócę, a do czego nie.

Zapowiedziane u mnie kolejne denko. Nie przedłużając, lecimy...:)



Mydło Balea o zapachu malin. Cudne. Idealne! Jeszcze nie do końca zużyłam. Przelałam do dozownika na umywalce i nadal mam. Zapach obłędny!


Greenland Body Lotion. Zapach mleczka kokosowego i limonki.
Kupiłam małe opakowanie 100 ml. Nie jest tani jak na pojemność i wydajność. Produkt naturalny. Nawilża ok, ale bez rewelacji. Woń przyjemna, choć były dni kiedy mnie drażniła. Produkt dobry ale nie zachwycający. Świetne opakowanie z pompką i tłokiem. Widzimy ile kosmetyku nam zostało. Cena nie zachęca. Nie kupię więcej.


 Miniaturka szamponu nawilżającego Alterra Granat i Aloes. Wiem, że cała masa kobiet się nim zachwyca. Skład super. Mnie jakoś jednak nie przekonał. Nie mam zniszczonych czy bardzo suchych włosów, więc nie wiem jak na takie podziała. Jednak u mnie z tym nawilżeniem przy jego używaniu było cienko. Nie lubię też jego zapachu, choć można się przyzwyczaić. Wiadomo, że skoro bez SLS też kiepsko się pieni i plącze włosy. U mnie robił to okrutnie. Raczej go nie kupię ponownie.



Żel Avene do mycia twarzy - Cleanance. Miniaturka z Glossy Box. Bardzo fajny. Dobrze zmywa, nie podrażnia. Wydajny.
Ale żelu z Vichy nie pobija.

 

Serum Ideal Skin na naczynka z Bielendy
. Kupiłam w celu stosowania pod niebieską maskę algową tej marki. Maskę uwielbiam i stosuje od lat. To serum mnie nie przekonało. Nie widziałam jakiś większych rezultatów. Nie polecam.



Próbka szamponu Floslek ElastaBion T. Przeznaczony dla osób cierpiących na łupież pstry. Przyznam, że raz w roku dopada mnie ta dolegliwość na 2-3 tyg. Niestety po takiej jednej próbce ciężko ocenić skuteczność. Włosy po umyciu nim były ok, ale mam już sprawdzone środki w tym temacie, więc raczej nie kupię pełnego opakowania.


Kolejna próbka z Floslek. Tym razem regenerujący żel do higieny intymnej. Zużyłam go na raz. Był w porządku. Niewykluczone, że kiedyś go kupię.


Próbki gratisowe:
- Sea of Life - Mineral Butter - masło do ciała na bazie minerałów z Morza Martwego. Piękny zapach, super nawilża i szybko się wchłania. Bardzo dobry produkt. Z tego co się orientuje dostępny w PL tylko online.

- Mineral Flowers - balsam do ciała. Także bardzo przyjemny i mogę dać mu same plusy. Jest chyba dostępny w Sephora, ale głowy nie dam.

- John Masters Organics Blood Orange & Vanilla Body Milk - mleczko do ciała. Zniewala zapachem, świetnie nawilża, wtapia się w skórę w mgnieniu oka. Niestety nie należy do tanich:(

- Ziaja Pomarańczowe Mydło do ciała - bardzo lubię ten produkt. Dwa razy miałam już pełną butelkę. Tanie, bardzo energetyczne i przyjemne w użyciu pod prysznicem, a do tego wydajne.


Nivea Double Effect
- Żel pod prysznic ułatwiający golenie. Dla mnie od ponad 2 lat KWC. Kupuje stale. Odkąd go znam depilacja przez golenie jest o wiele przyjemniejsza i szybsza. Niezastąpiony. Wszelkie żele czy pianki wyciskane mogą się schować. Dla mnie najlepszy, a do tego jego zapach jest moim ukochanym i nigdy się nie nudzi.


Miniaturki kremów L'occitane otrzymane w Glossy Box. Krem do rąk i krem do stóp. Produkty w porządku, wydajne, ale żeby to było jakieś wielkie WOW? Tego bym nie powiedziała. Trochę nie rozumiem zachwytów nad nimi. Za taką cenę spodziewałam się więcej. Cieszę się, że przetestowałam, ale pełne opakowania mnie zupełnie nie kuszą. Do tego dziwnie pachną...:(


Miniaturka kremu Caudalie. Vinoperfect Night Correcting Cream. Przyjemnie mi się go używało, ale krem raczej nie dla mnie. Nie wiedziałam jakiś wielkich efektów, a do tanich nie należy. Nie kupię pełnego opakowania.



John Masters Organics Jojoba & Ginseng Exfoliating Face Cleanser. Duże zaskoczenie. Znakomity żel do mycia twarzy. Skuteczny ale łagodny. Skóra po nim jest świetnie nawilżona, oczyszczona, gładka i super miękka w dotyku. Jedynie zapach...nie wiem co z nim jest, ale jednego dnia go uwielbiałam, drugiego mnie drażnił. Myślę o zakupie pełnej butli ale to pewnie za spory czas. Niestety cena z lekka przeraża. Z tego co się orientowałam kosztuje około 120 PLN/118 ml. Mało to nie jest. Ale kusi, ponieważ jest bardzo wydajny. Próbka 5 ml starczyła mi na kilka razy.



Trzy produkty Oriflame. Żadnego nie skończyłam do końca. Poszły do śmieci, bo minął termin ważności. Żadnego nie polecam. Dla mnie buble. Kupiłam dawno temu na promocji za jakieś grosze, ale mimo wszystko kasa w błoto.

- Oriflame Tomato Clay Mask - maska do twarzy. Szczypała, nie robiła nic, kiepsko się zmywała. Nawet zapach do niczego.

- Oriflame Algae Gel Mask - żelowa algowa maska do twarzy. Zwykle wszelkie algowe kosmetyki świetnie się u mnie sprawdzają. Mam wrażenie, że ten kosmetyk alg nawet nie widział. Podobnie jak maska pomidorowa ta także robiła wielkie nic. Oblepiała twarz niemiłosiernie i zmycie jej było koszmarem.

- Oriflame Pure Skin Rapid Action Cream SOS - krem punktowy na wypryski. Może i lekko przysuszał krostki, ale bez szału. Zdecydowanie olejek herbaciany i pasta cynkowa pobijają ten produkt.



Tonik z kwasem BHA 2% - Biochemia Urody. Znakomity! Dawno już go skończyłam, ale buteleczka zawieruszyła mi się w przepastnej szafie łazienki. Produkt bardzo pomógł mi w walce z tłustą skórą. Trzeba jednak mądrze go używać i z rozwagą. Z całą pewnością jeszcze go kupię. Planuje napisać o nim post.




Eveline Slim Extreme 3D Push-Up. Balsam do biustu. Tu akurat miałam gratisową miniaturkę. Mam jednak też duże opakowanie i towarzyszy mi ten kosmetyk od wielu lat. Bardzo go lubię. Wydajny, tani. Zapach obłędny. Ładnie nawilża, ujędrnia, ale żeby powiększał biust...wiadomo bajki:)




Żel pod prysznic Dove. Zapach ogórka i zielonej herbaty. Duża butla 500 ml była ze mną praktycznie całe lato. Na upały wyborny. Super się pieni, odświeża, ekstra konsystencja i wydajność. Za rok przy wysokich temperaturach pewnie do niego wrócę.


Lierac Mesolift Creme. Miniaturka otrzymana w Glossy Box.
Na początku kremem byłam zachwycona, planowałam nawet z czasem kupić pełne opakowanie. Pięknie rozświetla, jest lekki, ma dobry skład. Po 2-3 tyg. używania jednak dostałam od niego mega uczulenia. Na twarzy miałam prawdziwy pożar. Szczypanie, buzia jakbym włożyła ją do piekarnika na 200 stopni. Dramat. Sprawdziłam i to na bank ten krem. Dobrze, że nie kupiłam, bo cena wysoka. Resztkę zużyłam na łydki:) Tu mnie nic nie podrażniło.



Lirene Peptydowa Maska Liftingująca Samowchłaniająca. Bardzo lubię te maski, ale ta choć ok jakoś mnie nie zachwyciła. Uniesienie owalu twarzy to oczywiście ściema:)
Choć skóra jest bardzo ładnie nawilżona i wygładzona. Moja jednak ulubiona z tej serii to antystresowa.




Lawendowy krem do stóp BeBeauty z Biedronki. Bardzo przyjemny. Tani i spełnia swoje zadanie. Nie poradzi sobie z jakimiś wielkimi problemami na stopach, ale przy regularnym stosowaniu naprawdę jest przydatny. Pobija wiele innych droższych kremów tego rodzaju. Z całą pewnością jeszcze go kupię.

Peeling do stóp Avon Foot Works. Zapach Mojito. Koło Mojito to nawet nie stało. Nie pachnie wcale, a tego oczekiwałam. Bardzo słaby jak na ścieranie naskórka na stopach. Taki gadżet. Nie szkodzi, ale też nic nie robi. Dla mnie za słaby. Nie polecam.



Tajemniczy produkt, co nie?:) Wszelkie napisy się starły do cna. Jest to opakowanie po wazelinie w sztyfcie. Zapach zielonego jabłuszka. Dostałam jako gratis do zakupów na Allegro. Nie pamiętam marki. Używałam na noc na usta i naprawdę była bardzo fajna.




Soraya Balsam do opalania SPF 60. Kupuje go co roku. Jest dla dzieci, ale u mnie sprawdza się wybornie przy dużych upałach. Na żagle dla mnie konieczność! Wodoodporny, ładnie pachnie. Nie tłuści nieprzyjemnie i stosunkowo mało bieli skórę. Do tego cena przystępna. Nie zamieniam na nic innego. Spokojnie też można go stosować na twarz.


Naturalny olejek z drzewa herbacianego. Jest ze mną zawsze. Moją recenzję tego cuda znajdziecie tu >>.



Oxedermil Krem do twarzy Hydronawilżająca formuła z 5% mocznikiem. Świetny krem. Polecam szczególnie wrażliwcom i osobom z suchą lub odwodnioną skórą. Znakomity przy kuracjach antytrądzikowych. Na blogu znajdziecie w tym miejscu >> jego recenzję.




Mam nadzieję, że choć trochę post o tej tematyce był dla Was przydatny.
Napiszcie czy znacie te kosmetyki i jak Wasze opinie.

Dziś piątek! Huraaaa:)
Magda