Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Avene. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Avene. Pokaż wszystkie posty

piątek, 13 listopada 2015

Denko kosmetyczne. Recenzje 20 produktów pielęgnacyjnych. Evrēe, Fa, Sylveco, Pharmaceris T, Sanex, Lush, Verona, Isana, Avene, Floslek, Alverde, Perfecta...

Większość świetna. Jest jednak kilka wpadek. Chętnie dowiem się, czy znacie te produkty i co o nich myślicie?


Znakomity kosmetyk. Nie spodziewałam się, że krem kupiony na promocji za około 6 PLN, może okazać się tak wyśmienity. Pielęgnuje, odżywia, długotrwale nawilża. Skóra dłoni staje się miękka, gładka, przyjemna w dotyku. Bardzo porządny krem. Do tego tani i wydajny. Gęsty, ale wchłania się szybko. Zero lepkości, tłustej warstwy itp. Na zimę - ideał. Przyjemny zapach. Same plusy. Nawet przy bardzo zniszczonych dłoniach, migiem je regeneruje i ochrania przed czynnikami zewnętrznymi. Dobry skład, łatwa dostępność. Nie znajduje minusów. Z całą pewnością sięgnę po inne wersje. Ulubieniec ostatnich miesięcy. 

Prawie dwa lata temu używałam i sięgnęłam ponownie. Lubię i jak widać wracam. Znalazł się w ulubieńcach stycznia 2013, gdzie więcej o nim poczytacie. Delikatny i skuteczny, niesamowicie wydajny. Pięknie pachnie rumiankami i ma dobry skład. Można spokojnie nim myć oczy. Zmywa świetnie cały makijaż. 


To również powrót. Jeden z ulubionych żeli pod prysznic. Moja 2 lub 3 butelka. Przepiękny zapach i dużo olejków w składzie. Kąpiel z nim do czysta przyjemność. Nawilża i lekko natłuszcza ciało. Zero wysuszenia. W połączeniu z wodą tworzy na skórze cudowny myjący krem. Kocham. Opisałam go szczegółowo w ulubieńcach maja 2014. Zajrzyjcie, proszę.

Warta zakupu. Nieziemski zapach, super działanie. Włosy po niej rozczesują się błyskawicznie. Są gładkie, lśniące, zdyscyplinowane. Świetnie radzi sobie z moją skłonnością do puszenia się fryzury. Musiałam jednak aplikować odżywki niewiele. Gdy przesadziłam, szybciej kosmyki stawały się tłuste. Być może dlatego, że produkt dedykowany jest włosom suchym i zniszczonym. Ja takich nie mam. Dlatego minimalna ilość jest dla mnie wystarczająca. Bardzo ją polubiłam i szczerze polecam.


Teraz będzie konstrowersyjnie. Ten micel jest niezwykle wychwalany. To nie jest zły produkt, ale mnie nie ujął. Zmywa twarz dobrze, ale nierewelacyjnie. Z prostym makijażem oczu (bez eyelinera - mam makijaż permamentny) radził sobie słabo. Musiałam poprawiać Biodermą. Nie jest wydajny. Lekko się pieni, co mnie okrutnie denerwuje. Na domiar złego śmierdzi starą PRL-owską apteką. Znam doskonale ten zapach, gdyż jako dziecko wiele godzin spędzałam w takiej aptece, gdzie pracowała moja babcia. Do tej woni można się z czasem przyzwyczaić, ale to nie jest nic przyjemnego. Walorem jest fakt, że kompletnie nie podrażnia, jest łagodny, dodatkowo koi i nawilża, ma dobry skład. Bioderma nadal jednak zostaje moim nr 1. Ponownego zakupu Sylveco nie będzie.

Polecam gorąco. Świetnie oczyszcza. Pozwala trzymać cerę w ryzach. Łagodnie złuszcza i niweluje część zaskórników. Już po tygodniu widziałam na mojej twarzy rozjaśnienie, mniejsze wydzielanie sebum, czułam także przyjemną gładkość. Rekomenduje go nie tylko osobom, które borykają się z trądzikiem czy cerą tłustą. Każda skóra, nawet sucha, ulega zanieczyszczeniom i ma od czasu do czasu krostki, wypryski. Ten płyn szybko je niweluje, przyspiesza też gojenie ran, zadrapań itp. Kwas migdałowy działa cuda, do tego jest bezpieczny. Świetny wstęp do zastosowania mocniejszych kwasów lub ich uzupełnienie. 2% to niewiele, ale na początek będzie dobrym wyborem. Dodatkowym plusem jest to, że nadaje się do nawet najbardziej wrażliwych cer np. naczyniowych. Może też być używany w upały. To rodzaj kwasu, który nie wchodzi w reakcje ze słońcem. Razem z kremem 5% lub 10% z tej serii tworzy świetny duet. Będzie kolejna butelka.

7. Neutral Szampon przeciwłupieżowy.
Nie mam łupieżu i w tej kwestii wypowiedzieć się nie mogę o działaniu tego szamponu. Natomiast będę go wychwalać za świetny poziom oczyszczenia. Włosy po nim były niezwykle sypkie, długo świeże. Kompletnie bezzapachowy, może spodobać się mężczyzną. Duża wydajność i całkiem dobry skład. Jeszcze do niego wrócę.

Rozczarował. Zbiera dobre opinie. Kupiłam na promocji, ale nie zdał egzaminu w upały. Pewnie zimą przeszedł by test pozytywnie, ale źle trafił. Powyżej 30 stopni wymiękł. Ogólnie coś mi w nim nie grało. Nie czułam się z nim super komfortowo. Nawet gdy temperatury spadły poniżej 20 stopni. Niewydajny. Dziwny jakiś. Znam tańsze i dużo lepsze.


Zużyłam dwa te szampony. Pokazuje metalowe opakowanie, gdyż kostki znikły podczas mycia, wiadomo.
Lawendowo-rozmarynowy, dobrze oczyszczający. Przeznaczony głównie do szybko przetłuszczającej się skóry głowy. Relaksuje, wybornie pachnie, czyści na błysk. Włosy są puszyste, lśniące, zdrowe. Efekt znakomity. Ze względu jednak na silne działanie oczyszczające, nie polecam do częstego używania. Można przedobrzyć. Zdaje się nigdy nie kończyć. Wydajność ogromna. Daje gęstą pianę. Doborowy na wyjazdy. Zajmuje mało miejsca i prawie nic nie waży. Nie ma obawy, że nam się wyleje w bagażu. Nie mogę tego powiedzieć na 100%, ale wydaje mi się, że nie będzie odpowiedni dla włosów farbowanych. Może przyspieszać wypłukiwanie farby. Aktualnie mam włosy naturalne i dla mnie nie było z tym problemu, ale słyszałam takie głosy i skłaniam się ku temu, że mogą być słuszne.

10. Lush Ultimate Shine Nabłyszczający szampon w kostce.
Nie wiedziałam, że szampon może nadawać tak piękny połysk. Włosy lśnią, efektownie odbijają światło. Wyglądają na zdrowsze. Jak z reklamy. Serio, serio. Ma drobinki brokatu, ale są one bardzo dobrze zmielone. O dyskotekowej kuli zamiat głowy nie może być mowy. Widok błyskawiczny i porządany przed ważnym wyjściem, imprezą. Podobnie jak powyższa kostka, starcza na długo i sprawdzi się w podróży. Szerszego działania nie zauważyłam. Niestety może przetłuścić kosmyki. Szybciej po nim myłam głowę, niż po innych. Mimo wszystko polubiłam i chętnie aplikowałam raz na jakiś czas. Szukałam go na brytyjskiej stronie Lush'a i nie znalazłam. Chyba nie jest już dostępny.

11. Oriflame Hand Treatment Mask Maska do dłoni.
W ciągu kilku lat zużyłam kilka opakowań. Nie wiem nawet czy nadal jest w sprzedaży. Jestem zakochana w tym zapachu. Cudnie migdałowy. Używałam na noc jako krem lub grubszą warstwę jako maska. Kładziesz to przed snem, a rano budzisz się z dłońmi księżniczki. Delikatne, gładkie, niesamowicie nawilżone. Aż chce się je w koło dotykać. Starcza na wiele miesięcy. Relaksacyjna i dobrze pielęgnująca. Faworyt od lat w pielęgnacji dłoni. Lubię również tradycyjne kremy w tubkach z tej serii. 


Wszystko by było ok, ale czy to musi tak śmierdzieć? Dostałam na spotkaniu blogerów urodowych w Jastrzebiej Górze. Kosmetyk nowy, świeży, prosto od producenta. Poza tym to nowość i nie mógł stać na półce sklepowej milion lat świetlnych. Woń jest okrutna. To jakby zebrać 30 par brudnych skarpet noszonych cały dzień przez pracowniów fizycznych. Wrzucić je do wody i zagotować, a następnie powstały "wywar" schłodzić. Dramat. Za każdym razem to czułam i w miarę upływu czasu mój nos w ogóle się nie przyzwyczajał. Poza tym dużym minusem, dobrze zmywa twarz i oczy. Nie podrażnia. Odrobine się lepi, ale można to przeboleć. Ujędrnienia nie zauważyłam. Nie wysusza, lekko koi, rozjaśnia. Ale ze względu na skarpety...powtórki u mnie nie doczeka.

13. Isana Rasier Schaum Pfirsich Brzoskwiniowa Pianka do golenia dla kobiet.
Koszmar. Trafiła kiedyś w poście do totalnych bubli. Była swego czasu na nią moda. Wszyscy się zachwycali. Dla mnie to jakieś nieporozumienie. Zapach sztuczny, chemiczny, odpychający. Wydajna niezwykle i tania, ale do bani. Wychodzi gęsta piana, a po 2 sekundach na nogach znika. Wcale nie ułatwia golenia. Każdy zwykły żel pod prysznic robi to lepiej. Nie nawilża, nie koi. Zero działania. Męczyłam się z nią. Trafiła w róg szafki, potem w czasie porządków okazała się przeterminowana i skończyła w koszu.

Stosuje od nastu lat. KWC. Niepamiętam ile zużyłam butelek. Ale zapewne ponad 15. Nie znam lepszej. Dla mnie niezbędnik przez cały rok. Uniwersalna. Docenią ją głównie osoby z często "płonącymi" policzkami, wrażliwcy i naczyniowcy. Trafiła do ulubieńców lipca 2013, gdzie szerzej omawiam moją miłość do niej i zastosowanie. Zajrzyjcie koniecznie.


Recenzowałam ją w notce z 2012. Zdanie pozostaje niezmienne. Bardzo dobra polska maseczka do cery naczyniowej. Skuteczna, tania, spełnia większość obietnic producenta. Błyskawicznie łagodzi i zdejmuje z twarzy zaczerwienienie. Mało co koi tak jak ona. Nawilża, rozjaśnia. Przy regularnym stosowaniu wzmacnia naczynka i zapobiega ich pękaniu. Stale wracam do tego kosmetyku i niezmiennie cenię.

Na przestrzeni lat był kilkakrotnie w moich denkach. Lubię go mieć. Starcza mi na wiele miesięcy. Nie używam każdego dnia, ale kiedy czuję, że moje włosy są matowe, bez wyrazu, (nawet zaraz po umyciu) to sięgam po ten nabłyszczacz. Kilka pryśnięć z daleka wystarczy by fryzura zyskała nową jakość. Nie obciąża, nie tłuści. Dobry na ważne wyjścia, imprezy. Tani i sprawdzony. 

17. Alverde Lotion do ciała z mango.
Dostałam w prezencie. Uwielbiam mango, ale to nawet koło tego owocu nie stało. Dziwny zapach. Raczej odpychający. Sam lotion dobrze się wchłaniał, ale na tym zalet koniec. Nie nawilżał, nie wygładzał, nie ujędrniał. Zero rezultatów. Pozostawiłał skórę lepką, jakbyśmy się wysmarowali kurzym białkiem. Blee... Dawałam kilka razy szansę i skapitulowałam. Lubię kosmetyki tej marki, ale to niestety bubel. Minął termin ważności i butelka poszła do śmieci.


18. Naturalny olejek z drzewa herbacianego.
Must have. Zawsze w moim domu. Cudo na wypryski, krostki, zaskórniki. Można stosować samego, również z maseczkami, żelami myjącymi, tonikami. Nie raz w moich denkach. Szczegółowa recenzja w poście z 2012 roku

19. Tami Bawełniane chusteczki higieniczno-kosmetyczne.
Nabyłam skuszona wieloma zachwytami blogerek i youtuberek. Spróbowałam małe podręczne opakowanie do testów. Miały świetnie zmywać maseczki glinkowe, służyć do wycierania twarzy po umyciu itp. Dla mnie bardzo słabe. Szybko się rwą. Do maseczek totalnie się nie nadają. Owszem bardzo miękkie, delikatne, przyjemne, ale za cienkie i za słabe. Trzeba użyć minimum 2 szt. na raz. Niewydajne i przez to nieekonomiczne. Znam lepsze o niebo i wkrótce Wam je zaprezentuje. 

Perfecta produkuje dobre jakościowo maski. Ta także trzyma poziom. Daje rozświetlenie, piękny zdrowy połysk, rozjaśnienie i nawilżenie. Dobra przed ważnym wyjsciem, gdy cierpimy na zmęczenie lub na twarzy pojawiła się szarość. Godna uwagi. 


Mam nadzieję, że post okazał się dla Was przydatny i będziecie wiedzieć po co sięgać, a co omijać z daleka:)

Uściski!

środa, 3 lipca 2013

Ulubieńcy kosmetyczni czerwca'13.



Ulubieńców w czerwcu nie ma dużo. Mam nadzieję, że z miłą chęcią poznacie moją czwórkę.


1. Avene Eau Thermale. Woda termalna.
Używam od ok. 7-8 lat. Zawsze jest u mnie w domu. W upalne miesiące szczególnie się przydaje, a że w czerwcu gościły u nas wysokie temperatury, wyjątkowo często z niej korzystałam. Do domu zawsze kupuje dużą ekonomiczną butlę 300 ml i praktycznie starcza mi na rok. Mniejszą standardową 150 ml zawsze zabieram na wszelkie wyjazdy. Dla mnie to niezbędnik na każdym urlopie. 



Spryskuje nią dla ochłody i odświeżenia twarz, włosy, całe ciało i stopy. Dobrze utrwala makijaż, zdejmuje ze skóry widoczną pudrowość czy sztuczny mat. Nadaje się również pod podkład i służy fantastycznie do spryskania pędzli np. przed nałożeniem fluidu czy cieni na mokro. Znakomicie koi cerę naczynkową, zmniejsza zaczerwienienie, łagodzi, nawilża, zdejmuje uczucie ściągnięcia z twarzy. Używam ją rano po przebudzeniu, czasami zastępuje mi tonik, wyborna podczas nanoszenia glinek by nie uległy szybkiemu zastygnięciu.
Idealnie sprawdza się gdy dopadnie nas poparzenie słoneczne, mamy opuchnięte nogi/stopy czy np. musimy przemyć ranę. Wiele razy przyniosła ulgę obtartym stopom, różnym zadrapaniom i skaleczeniom. Zbawienna na wszelkie ukąszenia np. przez komary. Lubię mieć ją w aucie. Przemierzyła też ze mną 5300 km podróży w USA i okazała się niezbędnikiem w trasie.
Trzy razy zdradziłam ją dla tego typu wód z Vichy, La Roche Posay i Iwostin, ale nie okazały się tak dobre jak ta z Avene. Dlatego ją kupuje stale. Wydajna i zawsze znajduje na nią dobrą promocję. Wielki plus za atomizer. Nie pryska, ale pięknie "rozsiewa" cudną mgiełkę jak letnia bryza. Czysta przyjemność!
Nie próbowałam jeszcze osławionej ostatnio Uriage. Podobno ta druga ma w sobie więcej minerałów i marketingowana jest jako jedyna nie wymagająca osuszania. Akurat tego ostatniego nie do końca pojmuje. Wody Avene od lat nigdy nie osuszam, a nie zauważyłam by powodowało to jakiekolwiek przesuszenie czy inne skutki uboczne. Wprost przeciwnie. Troszkę więc to dla mnie taki chwyt na Klienta...
Za niecałe dwa tyg. wyruszam na kolejny urlop więc by nie zabierać dużej butli wody Avene kupię dla porównania tą z Uriage. Zobaczymy jak się sprawdzi i czy pokona dotychczasowego ulubieńca w zasadzie nie tylko czerwca'13, ale kilku lat:)

2. La Roche-Posay Anthelios 50 Daily Anti-Aging Primer with Sunscreen.
Pisałam o nim parę słów przy okazji postu z zakupami w Stanach >>. Właśnie stamtąd go przywiozłam. Jak do tej pory najlepszy z filtrów jakie miałam. Ideał. Coś takiego właśnie zawsze chciałam mieć. Spełnia kilka ról na raz, a latem to szczególnie ważne. Jak w upały nie cierpię nakładać na twarz kilku warstw kosmetyków. 



Działa znakomicie ochronnie. Jest świetną bazą pod makijaż. Podkład, puder, wszystko rozprowadza się na nim cudowanie. Idealnie ukrywa rozszerzone pory, zmarszczki, załamania skóry. Wygładza i ujednolica cerę. Od razu po nałożeniu efekt jest diametralny. Konsystencja bajeczna. Kolor bezbarwny. Nic a nic nie bieli, nie jest tłusty, nie lepi się, nie podrażnia. Nie zapycha i jest wolny od parabenów. Cały dzień nie mowy o żadnym świeceniu, a jednocześnie nie przesusza. Działa przeciwzmarszczkowo, spokojnie stosując go mogę obyć się bez dodatkowego kremu na dzień. W bardzo wysokie temperatury wystarczy mi on, trochę pudru lub podkładu w kompakcie, ewentualnie minerały i tyle.
Jestem tylko zła, że nie jest tani i w Polsce dostępny chyba tylko przez zamawianie na Truskawce. Ale jak do tej pory to jedyny filtr jakiemu jakościowo nie mam nic do zarzucenia i w końcu stosowanie go to przyjemność, a nie tylko oczywista konieczność.

3. Balea Jeden Tag Shampoo Himbeere. Szampon malinowy.
 
Pisałam o nim niedawno recenzję >>. Odsyłam zatem Was do tego postu. Zapach, cena i jakość na piątkę!



4. MAC Kiss & Don't Tell Lipglass.
Ten błyszczyk w czerwcu absolutnie zawładnął moimi ustami. Pochodzi z limitowanej kolekcji Archie's Girls z kwietnia'13. Mocny cukierkowy, różowo-koralowy kolor. Na lato to świetny wybór. Jeszcze kiedyś nigdy bym takiego odcienia sobie ie kupiła. Uznałabym go za krzykliwy, a dziś? Jestem w nim zakochana:)

  
Lepsze zdjęcia koloru znajdziecie na portalu Temptalia >>.



Bardzo dobrze napigmentowany. Tworzy na ustach piękną taflę jakby wody, bez żadnych drobinek. Ma niesamowity połysk i jak na błyszczyk całkiem długo się utrzymuje. Jest lepki jak większość błyszczyków MAC, ale mi to akurat kompletnie nie przeszkadza. Do tego ta cudnie waniliowa woń i smak...Kupiłam go na zupełnym spontanie, ale nie żałuję. Komiksowe opakowanie to nie jest do końca moja bajka estetyczna. Muszę jednak przyznać, że gdy go wyjmuje z kosmetyczki budzi u mnie miły uśmiech i może mentalnie odejmuje trochę lat?:) Lubię swoje usta w tym kolorze. Twarz nabiera ciekawego rozbudzenia, wesołości i staje się bardziej promienna i dziewczęca. Czuję, że będzie mi towarzyszył stale przez całe wakacje.

 

Piszcie koniecznie co Wy polubiliście w czerwcu? Kosmetycznego i nie tylko.

Pozdrawiam
Magda