Do tej pory na blogu u mnie nie było takich postów. Nie zmieniam co miesiąc kosmetyków, a wymienianie w koło tych samych mija się z celem. Jak coś mi się spodoba zwykle używam całymi tygodniami. Nie zamierzam co miesiąc wymieniać z każdej kategorii swojego ulubieńca. Dla mnie to mało przydatne.
Postanowiłam, że jeśli akurat zbierze się w ciągu 4 tyg. kilka perełek, a nawet jedna, to taka notatka się pojawi. Nic jednak na siłę. Ulubieńcy mogą u mnie gościć co miesiąc, ale może się także zdarzyć to co 2 -3.

1. Yes To Tomatoes Shower Gel.
Uwielbiam ten żel pod prysznic. Znam go dobrze od lat. Zużyłam kilka butli. Kocham całą tą serię. Obłędny zapach, dobry skład. Nawilża skórę i sprawia, że jest miękka i bardzo gładka. Od jakiegoś czasu nie miałam do niego dostępu. W Sephora nie kupuje, jest tam za drogi. Tą butlę mam z Izraela, gdzie kosmetyki tej marki są bardzo tanie. Towarzyszył mi cały styczeń.

Nie zawiera parafiny, parabenów i SLS. Przy tym ma znakomitą konsystencję, super się pieni i jest bardzo wydajny. Duża butla 500 ml starczy mi na długi czas. Nigdy mi się ten żel nie nudzi. Plus też za świetny dozownik.

2. Mythos Facial Cleansing Gel. Żel myjący do twarzy.
Zaczęłam używać w grudniu. Bardzo się polubiliśmy. Doskonale wszystko zmywa, a przy tym jest łagodny. Nie wysusza, nie podrażnia. Cudnie pachnie rumiankiem. Bardzo naturalnie, jakbym właśnie parzyła świeże jego kwiaty. Po jego zastosowaniu moja skóra nie woła o krem, a do tego jest jaśniejsza, ukojona i mniej rumiana niż zwykle po każdym myciu. Delikatny, ale skuteczny.

Podoba mi się też opakowanie. Świetna pompka. Jeszcze nigdzie takiej nie spotkałam. Dozowanie to przyjemność. Nie wylewa się za dużo, ale dokładnie w sam raz. Wydajny. Używam ponad miesiąc, a praktycznie nie widzę by coś ubyło. Dla wielu pewnie minusem będzie fakt, że zawiera SLSy. Ja ten składnik wyjątkowo dobrze toleruje.

3. Bielenda Kawior i Trufle Goodbye line. Doskonałe serum pod oczy i do twarzy 35+.

1. Yes To Tomatoes Shower Gel.
Uwielbiam ten żel pod prysznic. Znam go dobrze od lat. Zużyłam kilka butli. Kocham całą tą serię. Obłędny zapach, dobry skład. Nawilża skórę i sprawia, że jest miękka i bardzo gładka. Od jakiegoś czasu nie miałam do niego dostępu. W Sephora nie kupuje, jest tam za drogi. Tą butlę mam z Izraela, gdzie kosmetyki tej marki są bardzo tanie. Towarzyszył mi cały styczeń.


Nie zawiera parafiny, parabenów i SLS. Przy tym ma znakomitą konsystencję, super się pieni i jest bardzo wydajny. Duża butla 500 ml starczy mi na długi czas. Nigdy mi się ten żel nie nudzi. Plus też za świetny dozownik.


2. Mythos Facial Cleansing Gel. Żel myjący do twarzy.
Zaczęłam używać w grudniu. Bardzo się polubiliśmy. Doskonale wszystko zmywa, a przy tym jest łagodny. Nie wysusza, nie podrażnia. Cudnie pachnie rumiankiem. Bardzo naturalnie, jakbym właśnie parzyła świeże jego kwiaty. Po jego zastosowaniu moja skóra nie woła o krem, a do tego jest jaśniejsza, ukojona i mniej rumiana niż zwykle po każdym myciu. Delikatny, ale skuteczny.


Podoba mi się też opakowanie. Świetna pompka. Jeszcze nigdzie takiej nie spotkałam. Dozowanie to przyjemność. Nie wylewa się za dużo, ale dokładnie w sam raz. Wydajny. Używam ponad miesiąc, a praktycznie nie widzę by coś ubyło. Dla wielu pewnie minusem będzie fakt, że zawiera SLSy. Ja ten składnik wyjątkowo dobrze toleruje.


3. Bielenda Kawior i Trufle Goodbye line. Doskonałe serum pod oczy i do twarzy 35+.
Nie mam 35 lat, ale nie uważam, że to akurat nie jest tu ważne. Kupiłam spory czas temu i zapomniałam, że go mam. W styczniu wygrzebałam z szuflady i żałuję, że wcześniej się za niego nie zabrałam. Chyba jeden z lepszych kremów pod oczy jaki miałam. Nie dorabiam do kremów na tą partię twarzy jakiejś ideologii. W cudowne działanie przeciwzmarszczkowe nie wierzę, zarówno przy kremie za 10 jaki za 500 PLN. Skóra pod oczami nie ma porów, więc wnikanie produktów w jakiejś jej głębsze warstwy w tym miejscu jest bajką.
Serum to zaskoczyło mnie rozjaśnieniem jakie daje, napięciem skóry i dobrym nawilżeniem. Chyba pierwszy raz widzę, że kosmetyk pielęgnacyjny (a nie jakiś korektor) widocznie rozjaśnia skórę pod oczami + natychmiast liftinguje (oczywiście doraźnie). Przez to rano od razu buzia wygląda na bardziej wypoczętą, świeżą i to jest znakomita baza pod makijaż. Nie roluje się, nie jest tłuste. Nie podrażnia oczu. Ma postać lekkiego kremu. Aplikuje go także na górną powiekę rano i na wieczór.
Nie stosowałam na twarz, ale od 2 tyg. nanoszę go na szyję i dekolt i jestem bardzo zadowolona. Kusi mnie by wypróbować inne kosmetyki tej serii.

4. Isana Hair Płukanka do włosów brązowych.
Nosi nazwę płukanki, ale w sumie to taka odżywka. Nakłada się ją na włosy po umyciu, potem spłukuje. Nie spodziewałam się za wiele po kosmetyku za ok. 4 PLN. Kupiłam w sumie od tak. Chyba chciałam pogłębić mój rudy odcień, dodać trochę blasku...Nie widzę jakiegoś większego wpływu na kolor. Może to wynikać z tego, że moje włosy nie są brązowe. Zauważyłam jednak widoczny połysk i za to ten produkt bardzo lubię. W styczniu stale go używałam. Moje włosy po tej płukance/odżywce bardzo ładnie wyglądają. Łatwo je rozczesać, są fajnie "lejące", bardzo gładkie, dobrze się układają i dużo lepiej wyglądają. Kosmetyk nie obciąża włosów, jest niezwykle lekki. Minus troszkę za wydajność, ale przy tej cenie mogą to wybaczyć. Dobrze się dozuje, pachnie ok, ale karmelu to ja tam nie czuję:) To nie jest kosmetyk, który może wprowadzić rewolucję w pielęgnacji, ale mnie mile zaskoczył. Nawet kilka osób postronnych pytało mnie czym spryskałam fryzurę, że tak pięknie lśni:) Na bank kupię ponownie.



5. Palmer's Cocoa Butter Formula Lip Butter Dark Chocolate & Peppermint.
Błyszczyk do ust. Odgrzebałam go po kilku tygodniach nieużywania i przypomniałam sobie w styczniu jaki jest świetny. W mrozy znakomicie się sprawdził. Świetnie zabezpiecza skórę ust. Powleka je taką super warstwą, która jest jak piękna tafla. Nie tylko chroni, ale cudnie wygląda. Zero drobinek, przepiękny błysk. Lubię go kłaść sam, jak i na kolorowe pomadki. Wiele typowych błyszczyków z kolorówki, nie daje takiego efektu. Jestem również uzależniona od tego smaku i zapachu. Czekolada i mięta to dla mnie połączenie doskonałe!

Teraz dwa kosmetyki kolorowe.
6. Benefit Sugarbomb. Puder/róż rozświetlający.
Pisałam o nim osobny post. Mam go równy miesiąc i każdego dnia miłość moja do niego rośnie. Chyba nie ma dnia w styczniu, bym go nie nałożyła. Daje dla mnie idealne subtelne rozświetlenie. Kolor delikatny, taki akurat. Trwałość super. Nakładanie i rozcieranie - bajka. Jak mam go na policzkach czuje się młodsza i niewinna. Serio:) Dodaje dziewczęcości, naturalnego uroku, świeżości. Rozjaśnia całą twarz, tak że jest bardziej wypoczęta i promienna.


4. Isana Hair Płukanka do włosów brązowych.
Nosi nazwę płukanki, ale w sumie to taka odżywka. Nakłada się ją na włosy po umyciu, potem spłukuje. Nie spodziewałam się za wiele po kosmetyku za ok. 4 PLN. Kupiłam w sumie od tak. Chyba chciałam pogłębić mój rudy odcień, dodać trochę blasku...Nie widzę jakiegoś większego wpływu na kolor. Może to wynikać z tego, że moje włosy nie są brązowe. Zauważyłam jednak widoczny połysk i za to ten produkt bardzo lubię. W styczniu stale go używałam. Moje włosy po tej płukance/odżywce bardzo ładnie wyglądają. Łatwo je rozczesać, są fajnie "lejące", bardzo gładkie, dobrze się układają i dużo lepiej wyglądają. Kosmetyk nie obciąża włosów, jest niezwykle lekki. Minus troszkę za wydajność, ale przy tej cenie mogą to wybaczyć. Dobrze się dozuje, pachnie ok, ale karmelu to ja tam nie czuję:) To nie jest kosmetyk, który może wprowadzić rewolucję w pielęgnacji, ale mnie mile zaskoczył. Nawet kilka osób postronnych pytało mnie czym spryskałam fryzurę, że tak pięknie lśni:) Na bank kupię ponownie.



5. Palmer's Cocoa Butter Formula Lip Butter Dark Chocolate & Peppermint.
Błyszczyk do ust. Odgrzebałam go po kilku tygodniach nieużywania i przypomniałam sobie w styczniu jaki jest świetny. W mrozy znakomicie się sprawdził. Świetnie zabezpiecza skórę ust. Powleka je taką super warstwą, która jest jak piękna tafla. Nie tylko chroni, ale cudnie wygląda. Zero drobinek, przepiękny błysk. Lubię go kłaść sam, jak i na kolorowe pomadki. Wiele typowych błyszczyków z kolorówki, nie daje takiego efektu. Jestem również uzależniona od tego smaku i zapachu. Czekolada i mięta to dla mnie połączenie doskonałe!


Teraz dwa kosmetyki kolorowe.
6. Benefit Sugarbomb. Puder/róż rozświetlający.
Pisałam o nim osobny post. Mam go równy miesiąc i każdego dnia miłość moja do niego rośnie. Chyba nie ma dnia w styczniu, bym go nie nałożyła. Daje dla mnie idealne subtelne rozświetlenie. Kolor delikatny, taki akurat. Trwałość super. Nakładanie i rozcieranie - bajka. Jak mam go na policzkach czuje się młodsza i niewinna. Serio:) Dodaje dziewczęcości, naturalnego uroku, świeżości. Rozjaśnia całą twarz, tak że jest bardziej wypoczęta i promienna.
Jak na razie stał się moją makijażową rutyną. Zobaczymy kiedy i czy w ogóle mi się znudzi:)


Lubię aplikować go szczególnie pędzlem "skunksem". Tą metodę bardzo polecam. Mój to Sigma SS187, choć nie sądzę by akurat marka miała tu większe znaczenie. Mam go z 3 lata i nadal jest świetny. Do różu, bronzera czy rozświetlacza - bomba, ale za to podkładu nanieść nim nie umiem za nic.


Lubię aplikować go szczególnie pędzlem "skunksem". Tą metodę bardzo polecam. Mój to Sigma SS187, choć nie sądzę by akurat marka miała tu większe znaczenie. Mam go z 3 lata i nadal jest świetny. Do różu, bronzera czy rozświetlacza - bomba, ale za to podkładu nanieść nim nie umiem za nic.



7. Maybelline Dream Fresh BB.
"Niby BB", ponieważ koło prawdziwych azjatyckich kosmetyków tego typu, to nawet on nie stał. Ładnie rozświetlający krem tonujący. Mój kolor to light. Mam z nim takie doświadczenia, że kiedy kupiłam go w październiku/listopadzie, nie urzekł mnie specjalnie. Moja cera wtedy jednak nie była w najlepszym stanie, po masakrze jaką zafundowało mi serum granat z BU. BB z Maybelline poszedł w odstawkę na kilka tygodni, bo nie zachwycił mnie. Pod koniec grudnia się z nim przeprosiłam i nagle zobaczyłam, że to bardzo dobry produkt. Daje piękne rozświetlenie, wyrównuje ładnie koloryt, ma SPF 30. Nawilża, szybko się aplikuje, nie podkreśla suchych skórek. Jeśli jednak macie spore problemy z cerą, może nie przypaść Wam do gustu. Nie pobija prawdziwych kremów BB, ale ja po nim tego nie oczekuje. Zrobiłam także eksperyment około 2 tyg. temu. Zmieszałam go odrobinę z dość mocno kryjącym podkładem o lekko za ciemnym dla mnie na zimę kolorze. Mieszanka okazała się wyborna. Podkład nie przestał być kryjący, a zyskał dodatkowo subtelne rozświetlenie, nawilżenie i pożądany przeze mnie jaśniejszy odcień. Cieszę się, że go nie przekreśliłam. Cały styczeń mi wiernie towarzyszył. Głównie sam, ale czasem też właśnie (zwykle na wieczór czy specjalne wyjścia) z wspomnianym podkładem.

To wszystkie perełki ze stycznia. Co Was natomiast szczególnie zachwyciło w minionym miesiącu?
Buźka:)
Magda